Dzień jak co dzień. Wstaję, myję się i idę do szkoły gdzie spotykam się z
przyjaciółmi nie tylko w celu zdobycia wiedzy ale i w towarzyskich. Po
ośmiu godzinach lekcji wróciłam do domu. Tam czekała mama z obiadem.
Była to niewysoka kobieta o lekko opalonej cerze i białych
włosach.Powitała mnie w szerokim uśmiechem.
- Jak było w szkole? -Zapytała. Niby zwykłe, codzienne pytanie, a jednak
zawsze lubiłam na nie odpowiadać. Usiadłam do stołu, plecak położyłam
pod ścianą.
- Wszystko dobrze. Dziś dostaliśmy pracę w grupie więc jutro idę do
Sary, Juli i Sama - oświadczyłam. Mama chyba znała moich znajomych
prawie tak jak ja - Mamy projekt oddać za trzy dni.
- A z czego? - Powiedziała podając mi miskę z zupą. Grzybowa. Moja ulubiona.
- Dziękuję - odparłam i odpowiedziałam na pytanie - Z mechaniki - Tak
chodziłam do te specjalnego technikum skupiającego się na nowoczesnej
technologi. Przydatna rzecz w tych czasach. - Mamy zaprojektować prosty
mechanizm - Nie opowiadałam jej o szczegółach ponieważ i tak by ich
nie zrozumiała. - Jake już wrócił? -spytałam się jej.
- Wróci za godzinę, podobnie jak ojciec - odparła. Zabrałam się za
jedzenie obiadu. Gdy skończyłam odniosłam i zmyłam miskę. Mama już
zajmowała się swoimi rzeczami. Szybko odrobiłam pracę domową i zajęłam
się nauką nowego utworu na pianinie. Nie byłam w tym kierunku jakoś
wybitnie uzdolniona ale lubiłam to. Po kilku godzinach usłyszałam
dzwonek do drzwi. Postanowiłam sprawdzić kto to. Nie byłam jedyną
ciekawą przybysza. Przy drzwiach stała cała nasza rodzina - Mama, ojciec
i brat. Podeszłam bliżej aby przyjżeć się - jak się okazało przybyszom.
Byli ubrani w białe fartuchy. Jak lekarze - pomyślałam. Po minie
rodziców widziałam, że nie byli zadowoleni z ich obecności.
- Co jest? -zapytałam zaciekawiona.
- Jesteśmy tu po ciebie i po twojego brata - wyjaśnił wysoki mężczyzna w
średnim wieku - Wasze życie zmieni się teraz. Macie pięć minut na
spakowanie waszych najważniejszych rzeczy i ruszenie z nami - Chwilę
zajęło mi przeanalizowanie wszystkich faktów.
- Ale dlaczego? Nie możemy tu po prostu zostać? - Było to dla mnie
dziwne i szokowało mnie. Przecież nic złego nie zrobiliśmy. Przynajmniej
ja.
- Nie dyskutuj. Dwie minuty - odezwał się inny z przybyszów.
- Nie chcę! - krzyknęłam - Nigdzie nie pójdziemy!- zaprotestowałam. Wraz
z bratem przecisnęliśmy się między nimi i zaczęliśmy biec przed siebie.
Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że tamci ludzie ruszyli za
nami. Wbiegliśmy do lasu.
Najwidoczniej goniący nas byli szybsi bo zbliżali się coraz bardziej. W
pewnym momencie Jake stanął. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego
kierunku.
- Biegnij - zawołał. Po chwili padł i stracił przytomność. Była to
sprawka tamtych ludzi. Ruszyłam przed siebie nie oglądając się na boki.
Łzy płynęły mi po policzkach. Nie wiem już gdzie byłam. Było ciemno.
Bolały mnie nogi i płuca od ciągłego wysiłku. Stanęłam na chwilę by
odpocząć, bo nie słyszałam kroków podążających za mną. Był to mój bład.
Chwilę potem padłam na ziemię i straciłam przytomność.
***
Gdy odzyskałam przytomność poczułam jak jakiś płyn przedostaje się do
mojego organizmu. Nie powiem, parszywe uczycie. Nigdy nie lubiłam
szczepionek ani pobrań krwi. Zawsze czułam igły, rurki od wenflonów oraz
uciekający lub wpływający płyn. Nie miałam siły się ruszyć. Niedługo po
przebudzeniu znów straciłam przytomność. Nie wiem czemu ale moją
ostatnią myślą było to, że zawiodę moich przyjaciół i nie będę mogła
pomóc im w projekcie.
***
Obudziłam się w pokoju. Był on przestronny i pusty. Nie był to mój
pokój. Jak właściwie wyglądał mój pokój? Czy ja go w ogóle miałam?
Czułam ogromną pustkę. Rozejrzałam się po całej powierzchni mieszkalnej.
Była tam kuchnia, łazienka, salon, przedpokój i moja sypialnia. Gdzieś
znalazłam dokument. Było na nim napisane : Mai Shine. To chyba ja. Z
informacji na nim dowiedziałam się, że mam 18 lat. Wyczytałam z niego
mój adres zamieszkania. Najwidoczniej było to to miejsce. Spojrzałam na
zegarek. Była czternasta. Czemu tak długo spałam? W salonie znalazłam
keyboard . Podłączyłam go do prądu i zaczęłam odtwarzać jakąś melodię.
Nie znałam jej ale moje ręce pamiętały ją. Bez problemu mogłam odtworzyć
ją. Po chwili wyszłam z mieszkania. Był tam numer 42. Taki sam jak na
dokumencie E42. Nie wiem co oznaczała litera E ale się dowiem. Opuściłam
budynek i zaczęłam się wokoło rozglądać. Szłam przed siebie, a jak
skręcałam starałam się zapamiętać trasę, którą szłam. Wszystko było dla
mnie obce. W pewnym momencie na mojej drodze stanął czarnowłosy chłopak.
Był wysoki, wysportowany, a jego skóra była delikatnie opalona. Miał
oczy identyczne do moich. Czułam, że go znam. Podeszłam do niego.
- Jake? - zapytałam niepewnie.
- Tak - odparł i uśmiechnął się. Przytuliłam się do niego. Nie byłam już taka sama.
- Wiesz co to za miejsce? - Miałam nadzieję, że chociaż on wie cokolwiek. Chociaż pewnie wiedział to samo co ja.
- Niestety nie - pokręcił przecząco głową - Jak tu trafiłem straciłem
większość wspomnień. Pamiętałem ciebie. Dlatego wyszedłem cię szukać.
- Też nic nie pamiętam. Może po prostu miało tak być?
- Nie wiem.
Rozmawialiśmy jeszcze przez długi czas aż zaczęło się ściemniać.Potem
ruszyliśmy do swoich mieszkań. Przez długi czas myślałam o tym co się
dzisiaj wydarzyło oraz o tym co mogło być kiedyś. Starałam się
przypomnieć sobie choć część, odzyskać wspomnienia. Lecz było to na nic.
W końcu dałam sobie spokój i poszłam spać. Miałam kilka ubrań i książek
wiec nie było tu tak zupełnie pusto. A i jeszcze był kaktusik. Zasnęłam
o dziwo szybko.
***
Wstałam rano. Było koło ósmej więc postanowiłam pobiegać i przy okazji
poznać okolicę. Jak się okazało był to większy teren niż się
spodziewałam. Widziałam tam też innych ludzi w różnym wieku. Nie
podeszłam do nich i nie spytałam się, bo po prostu byłoby mi głupio. Po
paru godzinach spotkałam brata. Uznaliśmy, że powinniśmy znaleźć coś w
rodzaju przyuczenia do zawodu i pracę. Mieliśmy trochę pieniędzy na
start ale na długo nie starczą. Tego samego dnia znalazłam pracę w barze
jako kelnerka. Miałam pracować 4 dni w tygodniu. Praca zaczynała się od
przyszłego tygodnia. Wraz z bratem postanowiliśmy też ćwiczyć nasze
arcany. Zauważyłam, że większość jak nie wszyscy je posiadają. Pomimo
pracowitości dnia nie był on męczący. Teraz zaczynałam swoje życie od
nowa. Muszę się dostosować - od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz