niedziela, 31 lipca 2016

[Quest 5] Od Lou

Drogi Sebastianie! Wybrałam się na krótkie wakacje, które przyniosły mi wiele wrażeń. Opowiem ci co takiego mnie podczas nich spotkało. Wysyłam ci tą kartkę, ponieważ tworzymy zespół i musimy pozostawać w kontakcie. Poza tym myślę, że ta historia ci się spodoba. Lubisz czytać, więc nie narzekaj! A więc było to tak:
Postanowiłam zabawić się trochę nad wodą. Znalazłam piękną okolicę nad lazurowym jeziorem, gdzie piach był czyściutki i przyjemnie przesypywał się pomiędzy palcami. Zabrałam ze sobą koszyk z jedzonkiem, ręcznik, wbiłam się w bikni ,  na głowę założyłam słomkowy kapelusz z szerokim rondem, a nos duże, ciemne okulary. Rozłożyłam się na prawie pustej plaży i ułożyłam do opalania. Dookoła było może z pięć innych osób. Nikt ciekawy, jak na pierwszy rzut oka. Leżąc tak sobie, nagle zachciało mi się popływać. Wskoczyłam do cieplutkiej wody i zaczęłam płynąć. Promienie słoneczne odbijały się fantazyjnie od gładkiej tafli jeziora. Było cudownie. Cicho i niezwykle nastrojowo. Aż żal mi się zrobił, że nie mam z kim dzielić tych wspaniałych doznań. Właśnie miałam kończyć moją kąpiel, kiedy nieopodal mnie dostrzegłam burzę rudych włosów, których właściciel niepokojąco wymachiwał rękoma. Podpłynęłam bliżej. Okazało się, że te piękne włosy należały do kobiety, która niewątpliwie znajdowała się w trudnej sytuacji. Mianowicie tonęła. Czym prędzej dopłynęłam do niej i chwyciłam pod pachy. Próbowałam ją zacząć holować do brzegu, jednak coś mi to uniemożliwiało.
-Pod wodą… Korzeń! – Wydyszała, co chwilę krztusząc się wodą. Jednak ją natomiast zrozumiałam i pojęłam powagę sytuacji. Dałam nura w lazurową otchłań i wzrokiem odszukałam źródła problemu. Korzeń był wspaniały. Gruby, powykręcany, wił się pod wodą niczym olbrzymi wąż. Podpłynęłam do niego i zaczęłam szukać  elementu, którym dziewczyna zahaczyła o ten kawał drewna. Pomiędzy dwoma wystającymi gałęziami utkwiła stopa rudzielca. Natychmiast chwyciłam ją i jednym sprawnym ruchem uwolniłam z uwięzi. Wypłynęłam na powierzchnię.
-Jak się czujesz? – Zerknęłam na niedoszłą topielicę. Była blada, ale wydawała się wracać do siebie.
-Już lepiej. Dziękuję za ratunek. – Uśmiechnęła się, a w jej policzkach ukazały się urocze dołeczki. Za te dołeczki mogłabym ją zgwałcić, ale nie będę napastować biednej dziewczyny.
-Nie pozwoliłabym się komuś utopić. Może czasami bywam okrutna, ale nie wobec przypadkowych osób. – Zaczęłam powoli płynąć w kierunku brzegu. Rudowłosa ruszyła za mną.
-Jakoś na dziś mam dość wody. – Zaśmiała się, kiedy już stanęłyśmy na gorącym piachu. – Tak w ogóle może się przedstawię. Jestem Mia.
-Lou. – Odparłam krótko i podałam rękę. – Może dosiądziesz się do mnie? Mam sporo jedzenia i chyba sama nie dam rady.
-Oh, miło z twojej strony. – Dziewczyna się rozpromieniła w ślicznym uśmiechu. – Tylko pójdę po swoje rzeczy.
-Jasne. Rozłożę żarełko. – Zabrałam się za rozpakowywanie koszyka. Miałam tam winogrona, małe kanapeczki, jabłka, parę babeczek, dwie butelki soku pomarańczowego i orzeźwiające kawałki arbuza. Wszystko ładnie wypakowałam i ułożyłam. Akurat, kiedy skończyłam to robić przybyła moja nowa koleżanka. Zasiadła obok mnie i sięgnęła po jedną z kanapeczek. Też sobie wzięłam ten niewielki przysmak.
-Mmm… - Uroczy rudzielec zamruczał. – Pychotka! Sama robiłaś?
-Oczywiście. – Oburzyłam się. – Może wyjdzie, że jestem wścibska, ale ile masz lat?
-20 wiosen mam już za sobą. – Znowu ukazały się te niesamowite dołeczki. – A ty?
-21 i czuję się świetnie, jak na razie. Myślałam kiedyś, że jeśli przekroczę 20 będę musiała spoważnieć, ale na szczęście nie jest to chyba moja mocna strona, więc sobie darowałam. – Sięgnęłam po okrągłe winogrono i powoli umieściłam w ustach. Nadgryzłam aż poczułam ten przyjemnie cierpki i zarazem słodki smak winorośli. Jak z czegoś tak pysznego, można robić coś tak ohydnego, jak wino? To pozostanie dla mnie zagadką.
-Pozytywnie, jak widzę. – Mia odgarnęła niesforny kosmyk z czoła, które usiane było stadem malutkich piegów. Nagle poczułam jak coś zrywa mi kapelusz z głowy. Gwałtownie się odwróciłam, a tam jakiś brzdąc porwał moje słomkowe nakrycie głowy.
-Oż ty mały gnojku! – Warknęłam.
-Spokojnie, zaraz go złapiemy! – Rudzielec wyszczerzył zęby w uśmiechu i zerwał się na nogi. – Która pierwsza go dopadnie ta je ostatnią kanapeczkę!
-Haha, nie masz ze mną szans! – Pokazałam jej język i ruszyłam biegiem za tym młodym łobuzem. Maluch niestety wbiegł już w otaczający plażę, gęsty las. To utrudniło mi jego znalezienie, jednak dość szybko mignęła mi pomiędzy krzakami jego blond czuprynka.
-Mam cię… - Szepnęłam i przyspieszyłam. Kiedy miałam go już na wyciągnięcie ręki, ten wpadł do jakiejś dziwnej chatki. Nie wiem, czemu ale nasunęła mi się na myśl chatka wiedźmy z bajki o Jasiu i Małgosi. Może dlatego, że ta niepozorna drewniana budowla, promieniowała jakimś tajemniczym klimatem. Usłyszałam kroki za sobą. Po chwili obok mnie dobiegła zdyszana Mia.
-Wow, szybka jesteś! – Westchnęła i oparła ręce na kolanach. Próbowała wyrównać oddech.
-Ten szkrab jest w tej chacie. – Wskazałam na domek. – Idę tam.
-Idę z tobą. – Dziewczyna bojowo potrząsnęła głową. – Z tobą ciekawe rzeczy mnie spotykają.
-Jak chcesz. – Podeszłam do drzwi i zdecydowanym ruchem zapukałam. Po chwili w progu pojawiła się siwa staruszka o mętnych oczach. Wyglądała jakby była ślepa.
-Oh dziewczęta czekałam na was. Mój wnuczek was tu zwabił, bo mam dla panienek pewne zadanie. – Gestem zaprosiła nas do środka. Dziwna ta staruszka.
-Czego pani od nas oczekuje? – Zerknęłam na nią badawczo.
-Potrzebuję jednego zioła z tego lasu, jednak sama słabo widzę i mogłabym zebrać złą roślinę, a mój wnuczek jest za mały. – Starucha westchnęła ciężko. – Poczułam, że w okolicy pojawiła się jakaś osoba z Arcaną, więc stwierdziłam, że może by mi pomogła. – Wpatrywała się we mnie intensywnie.
-Pani też posiada Arcanę? – Byłam zaskoczona. Mia natomiast chyba nie bardzo wiedziała o co chodzi.
-Taak, ale już od dłuższego czasu wcale z niej nie korzystam. Jestem na takiej „emeryturze”. – Uśmiechnęła się smutno. Wstała ciężko od stołu i sięgnęła po grube tomiszcze. Szybko przeleciała kilka stron i wskazała na niedużą roślinkę o intensywnie czerwonych kwiatach.
-To to zioło mamy znaleźć? – Mia zmarszczyła brwi i podrapała się po łokciu.
-Tak, to bardzo rzadki gatunek, ale w tym lesie nie powinniście mieć większego problemu, żeby go odnaleźć. Przynieście mi proszę jeden, a ja się odwdzięczę. – Zamknęła księgę.
-No dobrze. – Odparłam niechętnie. - Zrobimy to.
Wyszłyśmy szybko z chatki i ruszyłyśmy na poszukiwania kwiatków.
-Co to jest Arcana? – Mia odezwała się po krótkiej chwili.
-To taka specjalna moc, jednak raczej nie będę ci o tym opowiadać. Sama nie jestem pewna, dlaczego tak jest, że niektórzy ludzie po prostu otrzymują takie a nie inne siły. Lepiej się w to nie zagłębiaj. – Ucięłam temat.
-Okej… - Odparła smętnie, żeby po chwili się ożywić. – Lou! Patrz to chyba nasze zioło!
Zerknęłam na roślinkę, na którą wskazywała Mia. Rosła sobie niepozornie i dumnie ukazywała wnętrze czerwonych kielichów. Schyliłam się i delikatnie zerwałam.
-To wracamy do tej staruchy! – Wyszczerzyłam się w uśmiechu. – Może jeszcze żyje. – Zaśmiałam się, jednak Mia nie pojęła mojego żartu.
-Nie mów tak. – Zareagowała bardzo poważnie. Urocza, milutka ale trochę mało rozrywkowa. Jednak nadal mam na nią chęć. Wróciłyśmy do chaty, gdzie staruszka się strasznie ucieszyła. Odebrała ode mnie bardzo ostrożnie ziółko i poczęstowała nas w podzięce pysznym plackiem z jagodami. Wracałyśmy z pełnymi brzuchami na plażę.  Przez to całe zamieszanie, słońce powoli chyliło się ku zachodowi i musiałam się zbierać.

-No cóż Mia, będę się żegnać. – Uśmiechnęłam się smutno. Dziewczyna spojrzała na mnie poważnie, wielkimi , zielonymi oczyma. Nagle ujęła moją twarz w dłonie i szybciutko mnie pocałowała. Ten pocałunek był delikatny niczym muśnięcie skrzydła motyla, ale bardzo przyjemny. Spojrzałam na nią zaskoczona. To zwykle ja ludzi zaskakiwałam takimi zachowaniami. Po niej się tego w ogóle nie spodziewałam.
-Oh, przepraszam za to! – Cała się zarumieniła. – Bardzo mi się podobasz…
-Ty też jesteś piękna Mia. – Uśmiechnęłam się zawadiacko. – Jednak musimy się pożegnać. Prawdopodobnie się już nie spotkamy… - Zrobiłam smutną minkę i pocałowałam ją jeszcze raz, tym razem trochę dłużej i namiętniej. Była zaskoczona tym gestem, chyba też się tego nie spodziewała. Jednak zanim znowu się odezwała, ja byłam już sporo metrów od niej. Nie byłam w moim typie, ale całkiem miłym akcentem zakończyłam ten króciutki wypad nad jeziorko. Nadal nie mogę jednak w to uwierzyć. Wow, dziewczyna była lesbijką. No nieźle. Hihi! Jakie ciekawe wakacje, prawda Sebastianie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz