piątek, 8 lipca 2016

Od Leo - C.D Hyou/Aryi/Natsume

Oglądanie filmu z nimi wcale tak naprawdę nie było tym na co miało wyglądać. Oni tak szybko pozasypiali, że nawet film dobrze nie zaczął się rozkręcać, a oni już smacznie sobie chrapali na kanapie. Yukimaru rozwalony na pół kanapy, a na jednej czwartej Raphael z Hyou na kolanach. Boże ja powinienem się zacząć zastanawiać nad mianą towarzystwa, chociaż.. tak naprawdę lubiłem z nimi przebywać i traktowałem ich jak swoją drugą.. właściwie to pierwszą rodzinę, bo przecież tej spoza ośrodka nie znałem. Wykąpany i czyściutki wylazłem spod prysznica dokładni wycierając się jeszcze białym, aksamitnym ręcznikiem. Ubrałem na siebie czarne jeansy i nadal pozostając bez koszulki wyszedłem razem z ręcznikiem na mokrej głowie. W tym samym czasie Hyou przebudziła się i spojrzała na mnie niemrawym spojrzeniem. Bełkotała coś tam pod nosem, ale ostatecznie znów walnęła w kimono. Zaśmiałem się tylko cicho pod nosem kręcąc główką to na prawo to na lewo. Stwierdziłem, że może im być troszkę niewygodnie dlatego ściągnąwszy z siebie na wpół mokry ręcznik podszedłem do Hyou. Wziąłem ją delikatnie na ręce uważając przy tym by nie zrobić jej krzywdy czy też zbytnio jej nie rozbudzić. A gdzie tam! Przy niej można by garami walić,a  ona i tak by się nie obudziła. Czując moją nagą skórę (no bo przecież byłem bez koszulki) przytknęła tam swój nosek, a zaraz za nim też sercowate, lekko różowe usta.
-Kobieto nie rób tak, bo przestanę cię traktować jak siostrę.. - szepnąłem cicho jakby sam do siebie kładąc ją wygodnie na łóżku Raphaela. A co tam nie będę się krępował, przecież mogę się czuć jak u siebie w domu.
-Leo…. - kiedy już zamierzałem sobie odejść ta jakby wybudzona z głębokiego snu szepnęła moje imię i złapała mnie za dłoń. Spowodowało to między innymi właśnie to, że przystanąłem i momentalnie przeniosłem wzrok na złote oczy dziewczyny. Patrzenie sobie w oczy nie było czymś specjalnie krępującym, ale w tym momencie kiedy panowała taka grobowa cisza jakoś.. dziwnie mi się zrobiło, dlatego po kilku minutach odwróciłem wzrok i spojrzałem w całkiem inny punkt. - Nie mogłeś spać prawda? Męczyły cie znowu koszmary? - kiedy zadała to pytanie, aż znieruchomiałem. Czy oni znają mnie już na tyle dobrze, by wiedzieć o mnie nawet takie rzeczy? Przez ostatnie kilka dni nawiedzają mnie straszne wizje, których nie potrafię w żaden sposób zatrzymać. Nie potrafię przez to spać, czy logicznie myśleć, jestem przybity i rozkojarzony, a …. oni to wszystko widzieli.
-Nie przejmuj się tym. Jakoś to przeżyje, a ty idź jeszcze spać, wiesz która jest godzina? - westchnąłem lekko zakłopotany. Na do widzenia uśmiechnąłem się tak fałszywie, ze gdybym siebie teraz zobaczył w lustrze to sam bym w ten „jakże szczery uśmiech” nie uwierzył. Nie miałem  najmniejszej ochoty tego wszystkiego tłumaczyć, choć pewnie zrozumiałaby mnie bez zbędnych słów. Ciągłe wspominanie o tym robiło w moim umyśle i sercu coraz większa dziurę, a ja sam nie byłem w stanie jej załatać. Wyszedłem z sypialni przyjaciela przechodząc teraz do salonu i rozglądając się. Boże co ja będę robił do godziny 12 kiedy to oni przeważnie wstają? Mogę im co najwyżej zrobić śniadanie, ale jak na razie nie zamierzam robić za niańkę. No cóż może jednak zrobię im coś do jedzenia zanim wstaną bo to mi trochę zajmie, a kiedy tak stoją nade mną i patrzą mi się na ręce to nic nie jestem w stanie zrobić…
[…]
Kilka minut po tym jak zamierzałem zabrać się za coś do jedzenia, mój zegarek, a raczej coś podobnego do zegarka zaczął dziwnie świecić. Sigmy miał zegarki o całkiem innym kolorze niż te naturalne Arcany przez co można było nas bardzo łatwo rozróżnić. Jakiś nagły wypadek, bo chcieli mnie widzieć wręcz natychmiastowo.
-Co jest do cholery…? - szepnąłem cicho sam do siebie wybiegając z apartamentu i prawie potykając się przy tym o własne nogi. Podobno jakaś Sigma została zabita, ale… na terenie ośrodka? Przecież to było niedorzeczne, tutaj coś takiego nie powinno mieć miejsca. Wybiegłem z jakiegoś zaułka stając teraz przed ogromnymi stalowymi drzwiami. Kiedy tylko przyłożyłam to małe urządzenie na moim nadgarstku do czytnika, te natychmiast się otworzyły. W środku ujrzałem kilku naukowców jak i dwie skruszone Sigmy siedzące gdzieś z boczku.
-Leo...jak dobrze, że jesteś, a gdzie reszta Sigm?
-Jest 7 godzina, czego wy od nas oczekujecie… my też mamy swoje potrzeby. - warknąłem nieco niezadowolony z tego całego zamieszania. Chciałem jak najszybciej dowiedzieć się co się wydarzyło i co ja tutaj robię, a właściwie to po co jestem potrzebny?
-Jest pewien problem, ponieważ wykruszyła nam się jeszcze jedna Sigma. - powiedział to tak spokojnie jakby kompletnie nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, jak on może tak po prostu..
-Po co wzywać drugi pluton i od razu robić z tego zamieszanie na większą skalę? - Kapitan Pan Natsume podniósł się w tym momencie do pozycji wyprostowanej i jakby zainteresował się przez chwile tematem. To była przecież żyjąca osoba, no ale okey nie będę się wtrącał, bo przecież to on jest u nich kapitanem, ale… gdyby to była Sigma z mojego plutonu to na pewno nie skończyłoby to się tak. Wysłuchałem wszystkiego co mają mi do powiedzenia naukowcy i czym prędzej stamtąd wybyłem, nie chce mi się ich dłużej słuchać. W gabinecie przytrzymali mnie prawie do wieczora, rozmawialiśmy na temat bezpieczeństwa i innych przydatnych rzeczy… przydatnych jeśli naturalnie się o nich nic nie wie.
[…]
Powolutku już się ściemniało, a ja stwierdziłem, ze muszę troszeczkę odetchnąć od bycia Kapitanem i postanowiłem przejść się przez park. O tej porze nie było tutaj dużo osób, więc postać siedząca, właściwie to śpiąca na ławce przykuła moją szczególną uwagę. Podszedłem do niej (tak to była dziewczyna, chyba. Przynajmniej tak właśnie wyglądała) po cichu i szturchnąłem ją w ramie. Od razu ocknęła się i jakby lekko wystraszona odchyliła się do tyłu.
-Halo? Żyjesz? - przekrzywiłem główkę tym samym odsłaniając swoje fiołkowe oczy. Nie wiem czemu, ale kobitka wydawała się być trochę wystraszona i rozkojarzona. Po kilku minutach ni stąd ni zowąd wystartowała jak z procy, ale to też było bezmyślne działanie, ponieważ najprawdopodobniej zrobiło jej się słabo i poleciała na mnie niczym deska. (wcale nie mówię, że była płaska). Kompletnie nie byłem na to przygotowany więc moje plecy zetknęły się z zimną i twarda podłogą. Ona w porównaniu do mnie miała nieco bardziej miękkie lądowanie, bo przecież wylądowała na mojej klatce piersiowej.
- Wolałbym jakieś mniej bolesne powitanie… -westchnąłem siadając sobie teraz na podłodze i masując swoją nieszczęsną główkę. Dziewczyna siedziała na moich biodrach okrakiem i wnioskując po jej czerwonych policzkach to czuła się chyba troszkę niezręcznie. - No spokojnie, przecież cie nie zjem. - zachichotałem widząc w jej oczach coś na pozór podobnego do przerażenia. W tym momencie zorientowałem się też, że moja Arcana nie zadziałała tak jak powinna i tym razem nie uprzedziła mnie o tym co miało się wydarzyć. Dobra później nad tym pomyślę. - Wiesz…. - podrapałem się po karku i spojrzałem w całkiem inny punkt, już nie na nią – Nie chce cie popędzać, ale długo będziemy tak tu siedzieć? Trochę zimny ten chodnik…

(Mało rozwinięta akcja, ale co tam~ Macie kończcie to sobie xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz