piątek, 8 lipca 2016

Od Arthur'a - C.D Elainy

Siedziałem na stołówce – jeśli można tak nazwać miejsce otoczone strażnikami, gdzie podają papkę, zmieloną z jakichś resztek – w samym kącie, z dala od innych ludzi, którzy siedzieli w grupie. Pomimo takiego miejsca, większość dzieciaków... lubiła się. Rozmawiali jakby nigdy nic, śmiali się. Nie rozumiałem ich zachowania, więc w spokoju oddałem się swojej ciszy i skupiłem się na kremowej papce. Wydawało mi się, że ona się poruszyła, na co od razu przestałem odczuwać głód.
Po jakieś chwili podszedł do mnie jakiś wysokie chłopak, umięśniony, o czarnych długim włosach i niebieskich oczach. Był ubrany cały na czarno, a wokół niego zebrali się jego koledzy. Walnął w mój stół, na co podskoczyłem i szybko podniosłem na niego wzrok.
- To nasze miejsce szczeniaku. Wypie*dalaj stąd! - wziął mnie za koszulę i podniósł wysoko.
To było instynktownie. Przemieniłem się w konia, po czym uderzałem w niego przednimi kopytami. Leżał na ziemi i zasłaniał się dłońmi, a wszyscy skierowali na mnie wzrok. Oczywiście oprócz strażników, może i mają pilnować porządku, ale dosyć często nie reagują na takie sytuację. Jego koledzy chcieli mnie odciągnąć, więc każdego walnąłem z tylnego kopyta, po czym zacząłem kierować się już jako człowiek w kierunku wyjścia. Że jestem mały, z łatwością przecisnąłem się między tłum. Uciekałem przed nim, a on mnie gonił z dwoma kolegami. Na szczęście byłem szybszy, wbiegłem na schody prowadzące w górę. Wylądowałem w jakimś korytarzu, którego nie znałem. Po oby stronach znajdowało się wiele drzwi, a ja próbowałem każde otworzyć. W końcu udało mi się znaleźć otwarte, więc stanąłem w progu. Tam była dziewczyna, a gdy tylko usłyszałem jak ten chłopak wbiega tutaj po schodach, nie czekając na jej odpowiedź, wbiegłem do środka zamykając drzwi na klucz.
Gdy zobaczyłem jakiegoś czarne psa... Po prostu zbladłem. Zatkałem usta ręką, aby nie krzyczeć, chociaż w środku wybuchłem.
- Poczekaj, daj mi chwilę. Zabierz go, proszę. Taki jeden chłopak mnie gonił. Wybacz, zaraz sobie pójdę. Proszę, zabierz tego psa. Błagam – zacząłem mówić w szybkim tempie i cały się trzęsłem ze strachu na jego widok. Jeśli podejdzie jeszcze bliżej, to nie zważając na tego gościa, wyjdę i dam mu się złapać. Wolę już jego, niż to straszne zwierzę, które teraz warczało na mnie. Cud, że jakoś nie straciłem przytomności, ale jeśli będzie on jeszcze stał tu dłużej, obiecuje, że ją stracę. Na prawdę.

<Elaina?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz