wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Lee - C.D Lou

 Na początku nie traktowałem zbyt poważnie tego treningu. Dopiero po jakimś czasie, gdy Lou zaczęła dobrze korzystać z moich wskazówek, powiedziałem sobie, że może jednak zabawię się trochę w surowego trenera. No co! Mogę używać tego tytułu, skoro moja towarzyszka tak szybko się uczy. Byłem doskonałą motywacją. Myślę, że mimo dwóch pierwszych spudłowań, nie poddałaby się tak szybko. Miała w sobie pewnego rodzaju samozaparcie i na pewno widoczne powody, dla których chcę zdobyć te kilka koszy. Wystarczyło nazwać ją wtedy beznadziejną w tej kwestii, a wzięła się w garść i próbowała, dopóki nie zaczęło jej się to udawać. Doprawdy, lubię takie podejście... za to nienawidzę, kiedy ktoś się poddaje.
 I w końcu – po paru nieszczęśliwych pudłach, tupnięć nogą o parkiet – udało jej się zdobyć pierwszy kosz, a potem drugi, trzeci... byłem pod niemałym wrażeniem. Cieszyłem się, że w końcu dopięła swego, a to nieprawdopodobne uczucie, kiedy widzisz, że komuś się coś udaję i miałeś w tym swój udział. Nabrałem także przekonania, że podczas rozgrywek bardziej da się dostrzec doświadczenie, taktyki i reakcje gracza, niż kiedy ta sama osoba po prostu rzuca przed koszem. A Lou naprawdę nieźle sobie radziła, nawet niektóre jej zwody były całkiem skuteczne. Graliśmy tak oraz przebijaliśmy się punktami, dopóki nie potknąłem się o nogę Lou i nie upadłem ciężko na troszeczkę wilgotny parkiet. Normalnie narzekałbym, gdybym okazał się taką łamagą, ale teraz, kiedy sytuacja była... inna, mogłem tylko nazwać się szczęściarzem. Prawie zapomniałem o doskwierającym bólu ramion i kręgosłupa, czując na swojej klatce piersiowej ciepło odbijające się od odkrytej skóry mojej towarzyszki. Z jej dekoltu – pominąć, że z tej perspektywy widziałem go bardzo dokładnie – niesłyszalnie skapywały małe kropelki potu, które upadały na moją czerwoną, luźną koszulkę. Zanim jednak dałem znak, że żyję, udałem upadek na głowę. Dziewczyna po chwili zwłoki najpierw przyłożyła swoje ucho do klatki piersiowej, a gdy usłyszała w niej bicie serca, chwyciła mnie za ramiona i lekko zatrzęsła. A ja? Nie mogłem powstrzymać śmiechu, dlatego już po kilku momentach nie potrafiłem tego w sobie tłamsić, i otworzywszy jedno oczko, wypuściłem z ust parę chichotów.
 – Haha, niee. – Podparłem się na łokciach, w efekcie czego nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Z tej odległości poczucie jej gorącego oddechu nie było niczym trudnym. – Wszystko doskonale, zważywszy na okoliczności – dodałem, puszczając dziewczynie oczko i momentalnie przesuwając spojrzenie... nieco w dół. Na piersi. Ale to była chwila!
 Lou natychmiast odskoczyła, jakby urażona, ale bynajmniej nie z tego powodu, że patrzę na jej klatkę piersiową.
 – Ja się o ciebie martwię jak jakaś głupia, a ty sobie ze mnie żarty stroisz. Myślisz, że mnie to śmieszy? To się kurwa mylisz – warknęła cicho, odwracając głowę w przeciwną stronę i zanim całkiem się na mnie obraziła, wstała na równe nogi. W tym czasie zdążyłem zatrzymać tę karuzelę śmiechu i również się dźwignąć. Otrzepałem się z niewidzialnego kurzu, i wtedy postanowiłem ją jakoś... udobruchać?
 – Hej, przepraszam! Nie sądziłem, że tak się mną przejmiesz. – Drapiąc się nerwowo po karku, posłałem dziewczynie niewinny uśmiech takiego dziecka, który coś przeskrobał. No naprawdę! Nie miałem pojęcia, że zareaguje aż tak poważnie. – Lou...? – Podchodziłem dyskretnie do dziewczyny, jak gdybym bał się tego, że nagle się odwróci i mnie uderzy. W sumie byłem dużo wyższy od niej, więc nawet jakby chciała zrobić to bardzo szybko, pewnie nie trafiłaby za pierwszym razem. No chyba, że wypisała sobie mój wzrost na... no, gdzieś.
 Gdy zarejestrowałem, że moje słowa za przeproszeniem gówno dają, nie przerywałem swojego cichutkiego podchodzenia. Lou założyła ręce na klatkę piersiową i zdawała się być pogrążona we własnych, postrzępionych moją akcją myślach. W pewnym momencie chwyciłem ją za nadgarstek, tym samym przyciągając dziewczynę bliżej siebie. Zdziwiona utrzymała swój wzrok na mnie przez dosłownie sekundę, po czym znowu schowała go w podłodze.
 – Odezwij się. – Nadal roześmiany, podjąłem te ryzykowne kroki i za chwilę moja dłoń powędrowała pod jej podbródek, nieznacznie go unosząc. Dopiero wtedy zdołałem ujrzeć jej wzrok.
 I nagle stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał, mimo tego, że znam ją dość krótko. Mianowicie dziewczyna zalana rumieńcem odwróciła się, i z naburmuszeniem rzekła:
 – Co ty wyprawiasz?
 O nie, a miałem takie fajne plany... może trochę przesadziłem? Chociaż szczerze powiedziawszy to wydawało mi się, że ona jest bardziej śmiała w tej kwestii. Hm hm, może ktoś, kto znajduje się w tym pomieszczeniu tak na nią działa? To pytanie, na które szybko nie znajdę odpowiedzi. I z zamyślenia wybiły mnie kroki przychodzące zza rogu.
 – Halo, gołąbeczki! Czas się kończy – poinformował mężczyzna, i wtedy nie pozostało nam nic innego, jak tylko zapomnieć o tej sprawie oraz pójść się przebrać.
 (...) Postanowiliśmy, że po prysznicu i wbiciu się w poprzednie ciuchy poczekamy na siebie przy wyjściu. Chwili naszego spotkania towarzyszył już wysoko królujący księżyc, wokół którego świetliście tańczyło milion gwiazd. Miasto było widoczne jedynie dzięki kilku neonowym szyldom i niektórym lampom stojącym między ulicami. Ostatecznie wybraliśmy drogę do mojego domu, bo było bliżej, a wiadomo, że o tej porze różni ludzie się kręcą. Nie musieliśmy długo zapełniać czasu, bo po zaledwie piętnastu minutach znaleźliśmy się przed moimi drzwiami. Wyszukałem brzęczący w kieszeni klucz, włożyłem go do zamka, a kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk, popchnąłem je.
 – Tam jest salon. – Wskazałem dziewczynie pomieszczenie połączone z kuchnią.
 Ja natomiast zatrzymałem się w korytarzu, gdzie wisiało lustro. Zdjąłem z siebie koszulkę i cudem próbowałem dostrzec jakiekolwiek ślady po tym upadku, bo na pewno siniaki zostaną. Robiłem to jednak tak nieudolnie, że po chwili – chcąc nie chcąc – z moich ust wydobyła się prośba:
 – Lou? Mogłabyś coś sprawdzić? – Gdy znalazła się za mną, dokładnie napiąłem mięśnie, by dziewczyna dotykając ich, mogła stwierdzić czy mnie coś boli. Znaczy to ja sprawdzę, bo przecież ona nie czuję tego co ja.

(Lou?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz