sobota, 2 lipca 2016

Od Sebastiana - C.D Lou

Podniosłem głowę słysząc damski głos. Moim oczom ukazała się panna o rubinowych oczach, które swą nienaturalną barwą przyciągały uwagę, jednak moje spojrzenie zaczęło dalej przyglądać się nieznajomej. Długie, blond włosy spięte w warkocz, ubrania do biegania okrywające jej kobiecą sylwetkę. Na pewno nie była młodsza niż 18 lat. Zamykając książkę, uprzednio wkładając zakładkę pomiędzy strony gdzie skończyłem, wstałem z ziemi otrzepując spodnie. Gdy znów na nią spojrzałem usłyszałem lekko przesłodzony głos:
Przepraszam, ale chyba się zgubiłam. Wskaże mi pan drogę?-Podnosząc dłoń pokazałem najpierw palec wskazujący oznajmiając:
-Po pierwsze, żaden pan moja droga manquer tylko Sebastian-Wystawiając drugi palec dodałem:
-Po drugie gdzie chcesz iść. A po trzecie jak masz na imię-W ten sposób pokazałem dziewczynie trzy palce. Na ten gest nieznajoma chwyciła jeden z moich palców chowając go i oznajmiając przy okazji:
-Dobrze panie Sebastianie-Blondynka zmusiła mnie delikatnym gestem bym schował kolejny palec mówiąc:
-Chce iść do jakiegoś sklepu, jeśli to nie problem.-Schowawszy ostatni palec usłyszałem:
-Mam na imię Lousie Daquin, ale wolę byś mówił do mnie Lou-Uśmiechnąłem się i bez słowa ruszyłem piaszczystą dróżką. Za sobą usłyszałem kroki dziewczyny i po chwili obok mnie pojawiła się jej blond czupryna. Była dosyć niska w porównaniu do mnie przez co nie widziałem jej twarzy, którą skutecznie ukrywały piaszczyste kosmyki. Tak jak zwykle w takich sytuacjach nie wiedziałem o czym moglibyśmy rozmawiać, na szczęście Lou nie miała z tym takiego problemu jak ja, ponieważ z jej ust wydobyło się pytanie o następującej treści:
-Jeśli mogę wiedzieć jesteś alfą, betą, sigmą czy też innym typem?
-Alfą-Mruknąłem podnosząc głowę i przyglądając się niebu, a raczej temu co niebo imitowało. Moja towarzyszka chyba nie była zadowolona z tego, że nie zwracam na nią swojej uwagi dlatego oznajmiła:
-Ja jestem betą. Ty to masz szczęście. Wy alfy nie potrzebujecie grupy do walki. Niestety jestem tu od niedawna i jeszcze nikogo nie poznałam, dlatego jeszcze nie należę do żadnej drużyny-Przerwałem wywód Lou oznajmiając:
-Sklep będzie zaraz za tym rogiem- Wiedziałem do czego zmierza. Nie byłem głupi. Ale dla mnie praca w grupach nawet w takim duecie to istna katorga, dlatego też bardzo cieszyłem się, że nie byłem na nią skazany tak jak bety. Gdy skręciliśmy naszym oczom ukazała się droga i betonowy chodnik. Ruszyliśmy pierwszą oznaką cywilizacji po której nastąpił czas na drugi znak, a mianowicie rowery, samochody...śmieci. Po chwili stanęliśmy przed witryną sklepu spożywczego. Kolorowe plakaty o jaskrawych barwach zachęcały do kupienia różnorakich niepotrzebnych produktów. Wyciągnąłem portfel sprawdzając stan moich finansów. Skoro już tu jestem zrobię zakupy. Z moich cichych obliczeń i sprawdzania przepisów w głowie na smaczny obiad wyrwał mnie głos dziewczyny:
-Cholera zapomniałam pieniędzy-Wyciągnąłem z portfela połowę moich pieniędzy oznajmiając z delikatnym uśmiechem:
-Masz jutro albo jak chcesz jeszcze dziś mi oddasz. Okej?-Lou kiwnęła potwierdzająco głową wkraczając ze mną ramie w ramie do środka budynku. W moim koszyku znalazły się składniki na naleśniki takie jak jajka, mąka, mleko i cukier a po za nimi coś na obiad. Mięso, przyprawy, trochę ziemniaków. Nie ma to jak stary poczciwy kotlet z ziemniakami. Stojąc przy kasie włożyłem do koszyka jeszcze jakieś ciastka. By uzupełnić poziom energii w drodze powrotnej. Zawsze znajdzie się powód do zjedzenia małej, słodkiej przyjemności. Gdy zapłaciłem poszedłem do swojego domu. Była 10. No nieźle. Czas dość szybko mi zleciał. Przeciągnąwszy się rozpakowałem składniki po czym wróciłem do czytania książki, tym razem jednak robiłem to w domu. Tu raczej nikt mnie nie najdzie. Gdy była 14 zacząłem przygotowywać sobie obiad. Gdy miałem już zabrać się za jedzenie usłyszałem dzwonek od drzwi. Westchnąłem i wstawszy od stołu otworzyłem drzwi. Pierwsze co ujrzałem to szkarłatne oczy Lou.

(Lou? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz