-Złaź. - wyperswadowałam nie dodając do tego krótkiego rozkazu nic więcej. W sumie nie… nie był to rozkaz, ale mój ton w tym momencie dokładnie dawał mu do zrozumienia, ze nie mam dłużej ochoty znajdować się w takiej pozycji. Nie jestem koniem, którego można złamać i będzie posłuszny, nie będę się uginała.
-Ehh.. czy to naprawdę jest konieczne? Podoba mi się fakt, że jest… pode mną… - ponownie pochylił się, ale tym razem już nie dałam mu dokończyć. Ugięłam jedną nogę w kolanie, by w ten sposób zadać mu cios w jego najczulsze miejsce. Zgiął się nieznacznie, gdyż nie był to mocny kopniak biorąc pod uwagę to, że nie za bardzo miałam się jak ruszać, miała go to jedynie ponaglić. - Dobra, dobra! Już przecież schodzę! - przełożył nogę przeze mnie i już za chwile znalazł się na podłodze, do tego nadal lekko zginając się i trzymając za krocze. Phi.. nie powiem, ze nie bawił mnie ten widok. - Zastanawiam się, czy gdyby ja wykorzystał twój słaby punkt, to tez bym cie tak szybko położył. - Wymamrotał coś na wpół zrozumiałego, jednakowoż słowa „słaby punkt” do tego stopnia przebiły moje uszy, że nie mogłam tego zignorować. Wstałam na równe nogi i spojrzałam na swojego towarzysza z tej perspektywy – czyli z góry. Patrzyłam na niego może tak z dwie minuty, moje spojrzenie cały czas kroczyło w ślad za jego oczami, nie dawałam mu uciec wzrokiem choćby na chwilkę. W pewnej chwili wyciągnęłam dłoń dokładnie tak by znajdowała się przed jego twarzą. Przyglądał się jej z zaciekawieniem, aż w końcu podniósł wzrok na mnie i zerknął tak jakby pytał o co chodzi i czy ja naprawdę chcę mu pomóc wstać. Nie otrzymał odpowiedzi więc chciał skorzystać z mojej pomocy, jednakowoż ja w ostatniej chwili odsunęłam od niego lekko swoją delikatną dłoń przez co nie mógł mnie chwycić.
-Wrogom nie podaje się pomocnej ręki.... - mimo takiej sytuacji, spoglądałam na chłopaka nieco spokojniej. Niebieskie oczy nie pokazywały już tej samej niepewności, w dziwny sposób byłam pewna, że chłopak nie zrobi nic niespodziewanego i nagłego. - ….wodny chłopczyku. - dokończyłam swoje zdanie i w tym momencie osoba siedząca na podłodze chyba zrozumiała, ze już go przejrzała. Jesteś bardzo nieostrożny panie Enzo.
-Nie uważasz, ze gdybym chciał cie skrzywdzić to już bym to zrobił? - przekręcił głowę z niedowierzaniem, ze jestem tak nieufna. Można powiedzieć, że te słowa potraktowałam jako upewnienie, że on nie użyje tego przeciwko mnie, chyba, że będzie musiał się bronić. Poruszyłam palcami uświadamiając mu, że już nie zabiorę dłoni, i że spokojnie może za nią chwycić. To też zrobił, a stając już na nogach otrzepał ze swojego ciała niewidoczny pył. - Jak się domyśliłaś, ze panuje nad wodą?
-Tak samo jak ty dowiedziałeś się o tym, że się jej boje. Twój spryt cie zgubił. - wyjaśniłam spokojnie teraz kierując się do kuchni, bo po co mam się nim przejmować? Nie ważne, że zrobił mi włam na chatę i w sumie to powinnam go zamordować na wstępie.
-W jakim sensie? - stanął w drzwiach do kuchni, oparł się o framugę i schował dłonie w kieszeniach spodni. Nawet nie zamierzałam odwrócić wzroku od lodówki więc będzie sobie gadał do pleców.
-Powiedziałeś, że wykorzystasz mój słaby punkt, nie znasz mnie więc wiesz tylko o tym jednym, który udało ci się dostrzec.
-Sprytna jesteś..

-Nie jesteś Sigmą, więc czego szukałeś u mojego dziadka?
-Szef Rimear to twój dziadek?
-Pierwsza zadałam pytanie… - ponownie wlepiłam niebieskie ślepia w jego obliczę i tez w tym samym momencie zaciągnęłam gazowany napój przez słomkę, dzięki czemu ciecz znalazła się w moich ustach.
( Enzo? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz