poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Lou - C.D Lee

Strój, który dostałam leżał idealnie, wręcz aż nazbyt dopasowany do mojej sylwetki.  Czułam się, jakbym założyła drugą skórę. Sportowy stanik i przylegające szorty były świetne, jednak… W chwili, gdy chłopak objął mnie, by ułatwić mi przyjęcie odpowiedniej pozycji, poczułam jego ciało zbyt dokładnie. Zamiast pomóc mi się skupić na wykonaniu rzutu, rozproszył moją uwagę, co skończyło się oczywiście pudłem, a nie zdobytym koszem.
-Wee… Trenerze, dlaczego mi się nie udało? – Udałam, że nie wiem jaki był powód mojego uchybienia.
-No wiesz, nie od razu wszystko wychodzi. – Lee zaśmiał się cicho. – Ale spokojnie, trening czyni mistrza.
-To teraz spróbuję sama. – Wzięłam ciężkawą piłkę do łapek i ustawiłam się, tak jak mówił mi wcześniej mój trener. Delikatnie odbiłam się od parkietu i pomarańczowa kula poszybowała w kierunku kosza. Na chwilę wstrzymałam oddech. Bum, znowu pudło. Zrobiłam zrozpaczoną minę.
- Trenerze, melduję, że jestem beznadziejna. – Zwiesiłam głowę i zaczęłam wiercić dziurę butem w parkiecie. Twardy z niego zawodnik. Nie chciał się nawet odkształcić.
-Lou! Faktycznie jesteś beznadziejna. – Czarnowłosy wbił we mnie surowe spojrzenie złocistych oczu i pokręcił zawiedziony głową. – Bo poddajesz się po dwóch rzutach!
-Wcale się nie poddaję. – Żachnęłam się. Wzięłam piłkę i ponownie ustawiłam do rzutu. Phi, skąd on może wiedzieć, czy się poddałam, czy się zgrywam. Rzuciłam znowu. Nic z tego.  Rzuciłam ponownie i ponownie. Gdy po raz już nie pamiętam, który z kolei piłka znowu odbiła się od poręczy, podniosłam ją i z całej siły grzmotnęłam o parkiet. Odbiła się wysoko i małymi podskokami oddaliła od nas.
- Widzę, że ci nerwy puściły… - Lee podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
-Troszeczkę. – Burknęłam, wściekła na siebie, na piłkę i na kosz. Wąska stróżka potu ściekała mi po karku. Chciało mi się pić. – Mamy tutaj jakąś wodę, czy coś do picia?
-Powinien być tutaj jakiś automat z napojami. – Czarnowłosy wskazał na drzwi prowadzące w kierunku szatni. – Gdybyś była trochę milsza dla trenera, to by może przyniósł ci coś. Ale skoro tak do mnie burczysz, to idź sobie sama. Może ochłoniesz.
-Dam sobie radę sama. – Tupnęłam nóżką i ruszyłam z kopyta we wskazanym kierunku. W sumie on niczego nie był winny, ale jakoś mnie to moje kalectwo dobiło i wprawiło w zły nastrój. W automacie kupiłam sobie zimną wodę. Wypiłam pół butelki za jednym łykiem. Przy okazji zwilżyłam sobie trochę kark i dekolt. Ale ulga… W trochę lepszym humorze dziarsko ruszyłam  na halę z zamiarem zdobycia 10 koszy pod rząd. Haha, pomarzyć dobra rzecz. Gdybym chociaż trafiła raz. Uchyliwszy drzwi na boisko, usłyszałam odgłos odbijanej piłki i pisk podeszwy buta o parkiet. Zerknęłam ciekawa, co się tam wyprawia i moim oczom ukazał się niesamowity widok. Lee właśnie szybował w kierunku kosza, na którym  zawisnął , a piłka wpadła w obręcz i głośno odbiła się od podłogi. Po chwili chłopak znowu dotykał ziemi. W tym momencie weszłam powolutku, klaszcząc.
-Wow, to było niesamowite! – Mój głos wyrażał pełen szacunku podziw dla umiejętności chłopaka.
-Dzięki. – Uśmiechnął się szeroko i przeczesał włosy. – Widzisz, masz tak dobrego trenera, a nie możesz trafić do kosza? Napraw to, żebym też mógł cię pochwalić.
-Postaram się. – Odparłam trochę mniej radosnym tonem. Nie wiedziałam, czemu mi nie wychodziło. Ustawiłam się ponownie. Lee podał mi piłkę i stanął z boku, przyglądając mi się krytycznym wzrokiem. Rzuciłam i ponownie spudłowałam.
-Hmm… Lou, robisz to źle. – Czarnowłosy podszedł do mnie i ponownie mnie objął, tak jak za pierwszym razem. – Jesteś zbyt spięta, przez co twoje ciało sztywnieje i nie możesz odpowiednio się wybić. Rozluźnij się trochę.
Wzięłam głęboki oddech, zignorowałam bliskość Lee i rozluźniłam mięśnie.
- Już. – Zakomunikowałam.
-Teraz ugnij nogi i pochyl się do przodu, pamiętając o prostych plecach. – Wykonałam polecenie. Chłopak delikatnie wyprostował moje plecy i odsunął się ode mnie. W pełni skoncentrowana wykonałam rzut.
-Yeah! Nareszcie mi się udało! – Podskoczyłam, kiedy tylko piłka przeleciała przez obręcz. – Trenerze jesteś najlepszy! – Wyszczerzyłam się do Lee.
-Brawo, to był piękny rzut. – Wyciągnął dłoń w moją stronę . – Piąteczka!
-Pjona! –Przybiłam swoją rękę do jego i wróciłam po piłkę. Zaczęłam ponownie rzucać. Trafiałam często, ale nieraz jeszcze zdarzało mi się spudłować. Po paru minutach, samo rzucanie mi się znudziło.
-Trenerze, może teraz zagramy mały meczyk? – Uśmiechnęłam się zawadiacko. Lee przerwał swoje rzucanie do kosza i podszedł do mnie.
-No dobrze. Zagramy na jeden kosz. – Zakręcił piłką na palcu. – Zobaczymy, jak dużo się  nauczyłaś.
Zanim zaczęliśmy grać, mój towarzysz wytłumaczył mi krótko zasady gry. Po tym wstępie, rozpoczęliśmy mecz. Oczywiście pierwsze punkty należały do Lee, jednak ja nie poddawałam się. W pewnym momencie stanęliśmy naprzeciwko siebie. Czarnowłosy odbijał przed sobą piłkę, a ja zamierzałam mu ją odebrać. W ułamku sekundy przejęłam piłkę i ruszyłam do kosza. Ustawiłam się i trafiłam. W ten zdobyłam swoje pierwsze punkty. Po chwili chłopak znowu miał piłkę i ponownie znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Gdy chciałam odebrać piłkę, Lee zrobił zwód. Gdy już ruszał by trafić do kosza, potknął się o moją nogę, którą niefortunnie postawiłam w niewłaściwym miejscu i próbując złapać równowagę złapał się mojej ręki. Niestety ja też nie byłam w zbyt stabilnej pozycji i oboje wylądowaliśmy na parkiecie. Dokładniej rzecz ujmując, to Lee leżał na podłodze, a ja na nim.
-Trenerze, nic ci nie jest? – Zapytałam lekko zaniepokojona tym upadkiem.
[Lee?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz