sobota, 20 sierpnia 2016

Od Riruki - C.D Leo

 Wprawdzie nie wiem co sobie myślałam, pukając w jego drzwi. Dopiero teraz dotarło do mnie, że wszystko co przed chwilą się wydarzyło nie powinno mieć miejsca... za bardzo się tym przejęłam, co teraz przyczyniło się do powstania tej niezręcznej dla mnie sytuacji. Która naiwna dziewczynka wchodzi do pokoju nieznajomego, prosząc o pomoc? Mimo że nie wydawał mi się zły – wręcz przeciwnie – miły i czuły, ja zawsze jestem uprzedzona do ludzi... i nie zanosiło się na zmianę. No cóż, tak mnie ukształtował świat. Wbrew pozorom, obecność tego chłopaka wywoływała u mnie pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. W głębi serca byłam mu wdzięczna, że chociaż mogłam się tu znaleźć, ale jego zamiary wciąż stanowiły dla mnie zagadkę. Roześmieje się? Jakoś zakpi? A może myśląc tak, jestem kompletnie nie w porządku wobec niego? Mimo takiej zażartej gonitwy myśli, nie udało mi się wykrzesać ani słowa; jedynie wpatrywałam się raz w punkty na ścianach, a raz przelotnie w jego oczy. Czułam, że gdybym zatrzymała się na nich chwilę dłużej, całkiem by mnie pochłonęły i odebrały mowę, która obecnie też nie była jakaś zaawansowana.
 – Spokojnie, nikt cię tutaj nie skrzywdzi, na pewno nie kiedy ja tutaj jestem. – Uniósł kącik ust w niewyraźnym uśmiechu, na co moja brew delikatnie zaniosła się do góry, wyrażając niepewność przeplataną ze zdziwieniem. – Co się stało? Ktoś chciał ci zrobić krzywdę? – Zadał kolejne pytanie, a w zestawieniu z poprzednimi sprawił, że moja głowa ledwo nadążała za tą z nagła nadpływającą falą słów. Tymczasem chłopak kontynuował. – ...Wystraszyłaś mnie… – Odetchnąwszy cicho, siadł na podłodze, a ja wciąż niepokojąco drżałam przykryta przez liliowy, miły w dotyku koc. Muszę przyznać, że chyba wierzę w jego zamiary, choć miałam nieodparte wrażenie, że za sekundę ta sielanka się skończy, a to tylko sen. Bo w końcu jak często spotyka się... kogoś, kto tak toleruje innych? No bez jaj, on nawet ze mnie nie kpił, że wparowałam do jego apartamentu o godzinie drugiej, może trzeciej w nocy. Obchodziło go jedynie to, że potrzebuje pomocy... przynajmniej tak mi się zdawało. Dziwiło mnie to, a jednocześnie wprawiało w miłe zaskoczenie. Nie dziwcie mi się! Ja już dawno straciłam tytuł zbyt normalnej. Nie potrafię już odróżniać wroga od przyjaciela.
 W pewnym momencie zebrałam w sobie odwagę i przełamując barierę, pokręciłam głową. W okamgnieniu na twarzy chłopaka zakorzeniła się zastanawiająca mina, a gdy pochylił się w moim kierunku, ja odruchowo odsunęłam głowę o przynajmniej kilka centymetrów.
 – Nie jesteś zbyt rozmowna – zauważył chłopak, ale jego kąciki ust ani nie zadrżały. Natomiast swoim spojrzeniem niemal natychmiast sprawił, że musiałam odwrócić się i podjąć próbę zakrycia szerokiego rumieńca, który – na szczęście – był niezbyt widoczny w panującym półcieniu.
 – Prze-przepraszam... – wydukałam w końcu, a chłopak w odpowiedzi uniósł głowę do góry, jakby zaskoczony faktem, że właśnie przemówiłam. – Ktoś chyba robi sobie ze mnie żarty. – I wtedy poczułam się jak taki przegryw. Sama nie chciałam wierzyć w to, co mówię, bo brzmiało to strasznie absurdalnie... chcąc nie chcąc, moja twarz w tamtym momencie zalała się kolejną falą niechcianej purpury. Nie uniosłam głowy, dopóki powietrza nie wypełnił głos chłopaka.
 – Więc chodźmy to sprawdzić – oznajmił krótko, a ja automatycznie ruszyłam za nim, nie pozbywając się ani na chwilę nakrycia; wręcz przeciwnie, mocniej zacisnęłam je na swoim ciele. Podążając w ślad za chłopakiem, nie czułam już takiego lęku, gdy ponownie przekraczałam próg swojego apartamentu. Szczerze to ten incydent dawno wypadłby mi z głowy, gdyby czarnowłosy o tym nie wspomniał. Nie wiedziałam, na jakiej zasadzie to działa, ale... wolałam poznać jego imię. Oczywiście jak to ja – bałam się nawet o to zapytać. Może bardziej wstydziłam, niż bałam, lecz prawda jest taka, że nie mogłam znaleźć głębszego, sensownego powodu.
 – Cisza – skomentowałam pod nosem i byłam niemal pewna, że jego słuch nie jest aż tak wytrawny, by to usłyszeć. Mimo wszystko, to słowo idealnie oddawało stan sytuacji: w pomieszczeniu nie było ani jednego śladu, który wskazywałby na coś, co działo się może z dziesięć minut temu. I w tym momencie zwyczajnie poczułam się trochę zmieszana... nawiedziło mnie parę tysięcy myśli mówiących tylko o tym, że jestem wariatką, popadam w obłęd i tu nigdy nic się nie działo. Albo coś, co wybiegało naprzód: że chłopak, który mnie uratował pomyśli, że zmyślałam... To – spośród tylu koncepcji – martwiło mnie najbardziej, bo naprawdę nie chciałam zawieść swojego wybawcy.
 – Tu naprawdę coś było. – Gdy zaledwie wyszeptałam ostatnie człony zdania, powędrowałam za plecy chłopaka, doszukując się różnych dziwnych szczegółów właśnie z tamtej perspektywy. – N-nie jestem chora! – Nie planowałam tego powiedzieć, ale cóż... czując się w pewien sposób zagrożona, niemal wyrwałam to ze swojego wnętrza.
 I nagle chłopak zerwał się z miejsca, kierując głowę w stronę ściany. Na początku nie mogłam zorientować się, co wywołało tak gwałtowny ruch, ale nie minęło kolejne trzy sekundy, i dokładnie w tym miejscu, gdzie wskazał chłopak, rozległ się ten sam trzykrotny stukot. Już nie odczuwałam lęku. Nie, kiedy nie byłam sama. Szybko połączyłam fakty: czyżby czarnowłosy posiadał Arcanę, która przewiduje ruchy?
 – Najwyraźniej to twój sąsiad – oznajmił. Ostatnie, na co miałam ochotę, to odpowiadać na pytanie „dlaczego nie poszłaś sprawdzić, czy to nie ktoś mieszkający obok?”.
 – D-dziękuję – zaczęłam, odgarniając kilka kosmyków włosów z grzywki za ucho – jeśli coś takiego się powtórzy, to po prostu tam pójdę. – W tym momencie miałam zamiar podziękować jeszcze raz, ale wiedziałam, jak to dziwnie zabrzmi, dlatego w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
 Nie prowadząc już żadnej dyskusji, chłopak delikatnie skinął głową, a na jego twarzy zauważyłam mały cień uśmiechu. Jakoś tak się stało, że ja również podniosłam kąciki ust, lecz z przyzwyczajenia mój wzrok nie zatrzymał się długo na jego ciele. Jeśli o tym mowa... najbardziej rzucało się w oczy to, że był o wiele wyższy. Nim zniknął za drzwiami, zatrzymałam go krótkim „stój”.
 – Dzięki za... koc. – Na początku kłóciłam się ze sobą, by nie powiedzieć „troskę”, ale ostatecznie wygrał koc. Po prostu uznałam, że to będzie bardziej stosowniejsze... poza tym to drugie brzmiałoby w moich ustach zapewne bardzo dziwnie. Kończąc podziękowania, delikatnie zdjęłam z siebie nakrycie i oddałam chłopakowi. Momentalnie przeszył mnie niemiły chłód; zaczęłam bowiem żałować, ze nie mam w rękach tego przyjemnego materiału. I czarnowłosego nie było już w pokoju, pożegnał się, a ja nie miałam nawet odwagi, by zapytać go o imię... a gdy to była jedyna okazja? Rozczulając się nad tym, stałam przez zamkniętymi drzwiami jeszcze jakieś dziesięć minut, aż zorientowałam się, że wokół mnie panuje kompletna cisza. Zero dziwnych, nadludzkich wyć, i korzystając z tych sprzyjających warunków, po prostu wróciłam do snu.
 *rano*
 Wstałam ogarnięta wielkim chaosem; znikąd rozlegał się denerwujący, wręcz pikający dźwięk, który wprowadzał mnie w stan nazwany „coś się dzieje, rozstrzelają nas”. Ogarnięcie tego było kwestią czasu, ponieważ z tego względu, iż byłam omegą, kiedyś mój trening musiał się rozpocząć. I dzisiaj dostałam cynka, że odbędzie się dokładnie za godzinę... no serio, nie mogą uprzedzić mnie wcześniej? Mój czas, który powinnam poświęcić na załatwienie typowych potrzeb, skróciłam kilkukrotnie i chyba dzięki temu wyszłam z apartamentu całkiem punktualnie. Dawno zdążyłam zapomnieć o wczorajszym incydencie albo po prostu inne myśli go przykryły; ogólnie tak bałam się, że nie zdążę na pierwsze spotkanie, że pozwoliłam sobie ominąć śniadanie i z marszu przejść do biegu. Gdy znajdowałam się zaledwie kilka metrów od wejścia na placówkę, usłyszałam nawoływanie. Trzech mężczyzn stało przy murku i wyglądali dokładnie tak samo, jak ci, którzy postanowili poprzedniego dnia gnębić czterdziestoletnią kobietę.
 – Podobała ci się wczorajsza noc, kwiatuszku? – Z jego gardła wydobył się szorstki, głęboki głos, który wywołał ciarki na mojej skórze. W okamgnieniu moja mina znacznie przygasła, i zapewne wyglądałam albo na wystraszoną, albo skrajnie wyczerpaną. Dowiedziałam się właśnie, kto był moim sąsiadem.
 Pozwoliłam sobie to zignorować, i bez zbytecznych ripost czy błyskotliwych odpowiedzi, po prostu poszłam w stronę placówki. I wtedy zatrzymałam się, ignorując przy okazji pozostałe uwagi tamtych osób. Jakaż zdziwiona byłam, gdy zobaczyłam podchodzącego z daleka wysokiego, czarnowłosego chłopaka. Wychodził prosto z tego miejsca, do którego potrzebowałam się dostać. To była ostatnia rzecz, jakiej mogłam się spodziewać. Chłopak ratujący mnie „z opresji” dosłownie poprzedniej nocy, a dzisiaj mam okazję spotkać go tutaj?

(Leo? U mnie też nie jest lepiej :v )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz