wtorek, 26 lipca 2016

Od Lee - C.D Leo

 – Nie narzekasz na brak wrażeń, co? – Spojrzawszy na zmieszaną – może gniewną – minę brata, wyciągnąłem rękę, by zabrać kotka z tej niezręcznej sytuacji, która najwyraźniej tylko mnie ciut bawiła. Tak naprawdę mimo wielkich starań, prób, nie udało mi się rozgryźć Leo. Stanowił dla mnie dużą zagadkę, póki co. Jego sposób chodzenia, mówienia zapamiętałem bez większych problemów, ale to, czego nie widać gołym okiem: jak myśli, jaką metodą podejmuje decyzje oraz jakie ma podejście – to było głęboko ukryte w krętym, niekończącym się labiryncie zamieszczonym w jego głowie, a jakbym narzekał na brak utrudnień: każdy korytarz spowijała wysoka, gęsta mgła. Póki co postanowiłem się poddać i zwyczajnie przestać próbować przejrzeć chłopaka na wylot. Podejrzaną, zaciekawioną minę zaszyłem więc zadowalającym uśmiechem.
 – Jak widać, nie – odpowiedział w końcu, ale nawet nie starał się wydostać spod ciała dziewczyny.
 Zamiast tego posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, które dobitnie mówiło „zejdź ze mnie”. Mimo to miałem wrażenie, że chłopak chce ją lekko odepchnąć.
 – No mówiłam, że on chce mnie zgwałcić! – wrzasnęła ponownie, a ja jedynie mogłem przyglądać się tej scenie z zasłoniętymi od chichotu ustami. – Ratuj, Leo!
 Doprawdy, życie mojego brata nie było nudne. W głębi serca poczułem dziwne ukłucie żalu, że nie poznałem go wcześniej. Kto wie, jak moje istnienie diametralnie by się zmieniło; mógłbym w końcu być tu dla kogoś. Tymczasem mój wzrok ciągle monitorował wszystko, co się działo.
 – Nie słuchaj jej... – Chłopak, zakładam, że niewiele młodszy ode mnie, znów zaczął brać łapczywie duże hausty powietrza. Stał w progu, a jego wzrok wydawał się wbijać w dwie osoby leżące na ziemi. Wkrótce dziewczyna o kocich uszach wykonała polecenie mojego brata i dźwignęła się na nogi. Potraktowałem to jako wstęp do wznowionej konwersacji.
 – Czym tak właściwie jesteście? – Pogłaskałem kota, kładąc go na kolanach. Musiało upodobnić mnie to do takiego typowego mistrza zła. Brakowało jedynie błyskawic i ciężkich grzmotów. – Jestem Gammą. – Pomachałem im leciutko, jakby tym gestem próbując zmobilizować całą trójkę.
 Leo przeciął przeciągającą się, posępną ciszę. Zaufanie, jakim ta dwójka darzyła mojego brata stała się dla mnie aż nadto widoczna. Wyraźnie czekali, aż chłopak sam zadecyduje, czy mogą odpowiadać nieznajomemu. Ale z drugiej strony... cóż to była za tajemnica?
 – Wszyscy w tym pomieszczeniu to Sigmy – wytłumaczył Leo, a jego fioletowe oczy przeciął błysk, który natychmiast uświadomił mnie, że chłopak zyskał przekonanie o mojej niegroźności. Zdawało mi się, że byłem dla niego jak takie bezbronne dziecko, tyle że o parę lat starsze.
 – Są też teamy Sigm. Jesteśmy jednym z nich – dodała białowłosa dziewczyna, która od razu po wstaniu ponownie zgięła się wpół, by wygładzić pomięty szlafroczek.
 No nie powiem, zwyczaje tutaj panowały dziwne, dlatego patrzyłem na bezwstydną, półnagą koleżankę z nieukrywanym podziwem. Może była to mieszanka podziwu i zakłopotania. Cóż, moja opinia wyglądała tak, że na jej miejscu nie czułbym się tak bezpiecznie.
 – W takim razie powinienem czuć się osaczony – westchnąłem, pakując w te słowa jak najwięcej sarkazmu. Jednak widząc ich przechylone głowy, szybko zdecydowałem się popchnąć swoją wypowiedź do przodu:
 – Jedno wciąż mnie dziwi. Nie wiedziałem, że mam brata, a co dopiero takiego uzdolnionego – zaśmiałem się pod nosem, nie odrywając wzroku od całej trójki. Intensywność, z jaką wtapiałem swoje spojrzenia mogłyby ich na dobre sfrustrować, ale miałem wrażenie, że dzięki temu cokolwiek wyczytam z ich nieodgadnionych min. Tak naprawdę jedyny szczegół, jaki udało mi się o Leo poznać, to to, że kocha kociaki. Więc mamy coś wspólnego, oprócz tego samego koloru włosów. Prawdopodobnie jest tych rzeczy więcej, ale nie miałem siły, by zwracać uwagę na coś takiego, jak – na przykład – gestykulacja.
 – Ma to też swoje złe strony – westchnął ciężko, a jego wzrok wydawał się patrzeć w rozrastającą się otchłań.
 Wolałem nie wypaść w jego oczach na zbyt wścibskiego, więc zwyczajnie dałem znać w postaci skinięcia głową, że przyjąłem do wiadomości to, co powiedział. Szczerze powiedziawszy to dobór słów wciąż był dla mnie lekkim utrapieniem. Nie znałem żadnego z nich tak dobrze, żeby móc to robić swobodnie.
 – Hm, chyba was nie poznałem. – Jednym ruchem odsunąłem się od stołu i obróciłem wokół własnej osi, by być twarzą do obecnych.
 – To jest Hyou, a to Raphael – odparł Leo mało entuzjastycznym tonem.
 – Dlaczego wierzysz w to, co mówię? – wypaliłem, skazując się na jego podejrzliwy wzrok. Mimo to byłem niemal pewny, że jest pewny co do tego, że jestem jego bratem. Po prostu chciałbym, by to przyznał.
 – A mam powód, by tego nie robić?
 – Nie. – Pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem. – Byłem po prostu zdziwiony, że tak szybko udało ci się dojść do właściwych wniosków. Raczej miałem wrażenie, że zaczniesz się mnie wyrzekać, polecisz gdzieś i zadzwonisz, by mnie zabrali za próbę... czegoś tam. Nie kończmy tego zdania. To nie ma nic wspólnego z kazirodztwem – Z uśmiechem ponownie zająłem swoje miejsce. W prawdzie miałem miliony pytań, ale wiedziałem, że nie spodobają się one mojemu nowo poznanemu bratu. Cóż... większość była zbyt osobistych i mało przyzwoitych. Opanowałem się i ostatecznie nie otworzyłem ust tylko po to, by klepać bezsensownie.
 – Kazirodztwem? – wzdrygnął się Latynos, a Leo w jednej chwili spiorunował go spojrzeniem.
 – No nieważne, nieważne. – Porzuciwszy myśl, ponownie utuliłem kotka i nagle moją głowę przeszyła nowa myśl. – Będziesz miał coś przeciwko, jeśli zostawię ci tego kotka? Dawno nie miałem zwierzęcia i nie wiedziałbym, jak się nim zaopiekować. Ale to łatwe, prawda? – Bez słowa przekazałem bratu Sashę. Jak się tego spodziewałem, chłopak przyjął istotkę bez słowa. Jego twarz przeciął mały uśmiech.
 Wtedy nadszedł czas, bym się zmywał. Wystarczająco czasu poświęciłem na poznawaniu brata, ale oczywiście to nie koniec kontaktów. Po prostu jest ciemno. Zakręciwszy się na pięcie, ruszyłem w stronę wyjścia, przechodząc przez kuchnię i korytarz. I nagle zobaczyłem... ten przerażający, paraliżujący widok wylewający się zza uchylonych drzwi do Bóg wie czyjego pokoju. Skoro to apartament Leo to przypuszczam, że należy do niego, ale sądząc po akcjach, które odegrały się podczas mojej obecności... jestem gotowy polemizować nad tym. Wydałem z siebie okrzyk zdumienia, natychmiast zbierając wokół siebie obecnych. Na początku na ich twarzach rozciągało się wielkie zaniepokojenie, dopóki nie zobaczyli, na co wskazuję.
 – Tylko mi nie mów, że nie zdążyłeś posprzątać?! – Powietrze wypełnił mój złamany głos. W sumie to mogli wziąć to za zupełny żart, zważywszy na mój ton, ale niestety. To, czego nie tolerowałem w pierwszej kolejności to brudu, i nie brałem pod uwagę tego, że to nie mój dom. Byłem po prostu cholernie uczulony. Czas łapać za mop i odpalać pralkę!

(Leo?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz