Lee zdjął z siebie bluzę i mi ją podał. Ulewa była naprawdę duża. Wiał
porywisty wiatr, a ja nie miałam na sobie nic więcej niż sukienkę. Mimo
to, jakoś nie miałam ochoty być sucha.
-Nie, dzięki za bluzę. Ty ją załóż. – Uśmiechnęłam się i zdjęłam
czerwone szpilki. Szkoda, żeby się zniszczyły od wilgoci. Moim stopom
nie powinno się nic stać.
-Eee... Jesteś pewna ? – Mężczyzna uniósł w zdziwieniu brew.
-Oczywiście. – Przytaknęłam energicznie głową. – Idziemy ? Jest już zielone. – Wskazałam na pasy.
Przeszliśmy przez ulicę. Byłam już lekko przemoczona,ale mi to nie
przeszkadzało. Zimny wiatr owiewał mnie ze wszystkich stron, dzięki
czemu czułam się swobodnie i napełniała mnie wewnętrzna siła. Nie
potrzebowałam teraz żadnego okrycia. Wiatr był moim płaszczem ochronnym,
który mimo swej potęgi, był dla mnie delikatny niczym opiekuńcze
bóstwo. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Nagle przypomniałam
sobie, że stoję na środku chodnika, a obok mnie moknie właśnie prawie
obcy człowiek.Odchrząknęłam, ponieważ Lee dalej patrzył na mnie z lekkim
zdziwieniem na twarzy. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok napotkał
szyld jakiejś przytulnej kawiarni.
-Może wybierzemy się na gorącą herbatę ? – Wskazałam w tamtym kierunku.
– Ja stawiam, tak w ramach podziękowania za pokazanie drogi.
-Z wielką chęcią. – Mężczyzna się uśmiechnął i skierowaliśmy swe kroki
ku lokalowi. Byliśmy już blisko drzwi prowadzących do ciepłego wnętrza,
gdy poczułam mocne szarpnięcie. Zdezorientowana zerknęłam w kierunku
swojej kopertówki, ale jej nie odnalazłam. Spojrzałam w bok, gdzie
powinien stać Lee, ale go tam nie było. W strugach deszczu zaczął biec w
kierunku faceta, który w ręku kurczowo ściskał moją torebkę. Nowy
znajomy ścigał debila, który miał czelność porwać MOJĄ torebkę! Wkurzył
mnie porządnie. Zaczęłam przyspieszać kroku, aż w końcu biegłam.
Wyprzedziłam Lee i w chwilę później dopadłam do tego cwaniaka, który był
tak odważny i głupi, by porywać się na mnie i moją własność.
-TY! – Wrzasnęłam na niego. – Nikt cię w życiu nie nauczył, że za kradzież cudzej rzeczy grozi kara?
-Kobieto, weź mi daj spokój… - Wyrywał się, ale trzymałam go mocno. – Co ty mi możesz zrobić?
-Co za głupiec z ciebie! – Fala wściekłości zalała moje ciało. Dookoła
wzmógł się wiatr. Jednym precyzyjnym ruchem wyrwałam mu moją torebkę z
tych brudnych, złodziejskich łap. Właśnie w tym momencie dobiegł do nas
Lee.
-Nic ci nie jest? – Spytał się mnie, jakby miało mi się coś stać. Jedyna osoba, która tu zaraz ucierpi to ten mały złodziej.
-Potrzymasz? – Wcisnęłam czarnowłosemu kopertówkę w wyciągnięte ręce.
-A nie powinnaś zgłosić tego na pol… -Lee zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Zaraz kolega dostanie nauczkę i nie będzie więcej kradł. – Wpatrywałam
się z istną żądzą mordu w tego idiotę. Jedną ręką nadal mocno trzymając
ramię napastnika, który chyba stracił całkowicie rozum, szybko włożyłam
szpilki. Chwyciłam go za kołnierz kurtki i przy akompaniamencie
potężnego piorunu, przyładowałam mu z całej siły między nogi. Pan z
lepkimi rączkami zgiął się i upadł w kałużę. Zdjęłam z powrotem buty i
na odchodnym stwierdziłam:
-To właśnie mogę ci zrobić kochanieńki. – Obróciłam się, odebrałam od Lee torebkę i ruszyłam z powrotem w kierunku kawiarni.
-To co idziemy na tą herbatkę? – Uśmiechnęłam się niewinnie.
[Lee?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz