czwartek, 23 czerwca 2016

Od Leo

Sny bywają naprawdę piękne, zwłaszcza kiedy śni się coś za czym tęsknisz, nie możesz tego dotknąć a jednak masz to przed sobą, widzisz to, a z drugiej strony wiesz, że jest dla ciebie nie osiągalne. Tym razem było podobnie. Moja Arcana nie pozwalała mi nocy przespać spokojnie bez obawy przed jakimś kolejnym chorym lub całkiem przyjemnym snem. Zawsze to kończyło się tak samo, a kładąc się do łóżka miałem nadzieje, ze tym razem koszmary nie będą zaśmiecały mojej głowy. I tak po części nie chciałem w nie uwierzyć, nawet biorąc pod uwagę to, że zazwyczaj jest to coś w rodzaju proroczego snu. Tym razem stałem w jednym miejscu a dookoła mnie był las. Nic nie znaczący, zielony las, w którym jedyne co było słychać to liście obijające się o siebie. Powodowały taki przyjemny i charakterystyczny dla tego miejsca szum. Delikatnie powiewający wiatr miał na tyle dużo siły by porwać moje kruczo czarne włosy. Falowały tak delikatnie obijając się o moje blade policzki i przy okazji odsłaniając duże fiołkowe oczy. Z takich snów mógłbym się już nigdy nie budzić….
Czułem wewnętrzny spokój, ta sceneria mnie odprężała i uspokajała za jednym zamachem. Wziąłem jeden, głębszy oddech napawając się zapachem kwitnącej akacji. Swoją droga to teraz pachniała bardzo intensywnie. Uniosłem brodę do góry, zamknąłem oczy… miałem wrażenie, ze lecę, a przynajmniej moja wyobraźnia teraz płatała mi takie figle.
-Leo… - cichy, subtelny i na pewno kobiecy głos wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. Ostrożnie otworzyłem oczy nadal stojąc w miejscu, nie ruszyłem się choćby na krok. Skierowałem swój wzrok dokładnie w to miejsce z którego dochodził dźwięk, cichy dźwięk, prawie w ogóle nie dosłyszalny. Co najdziwniejsze: nie udało mi się nic dojrzeć, a przestrzeń przede mną jak i za mną nadal pozostawała kompletnie pusta. Jedynie drzewa i długa trawa ją wypełniały. Co miał ten przekaz znaczyć. Spokój to pojęcie, którego znaczenia nigdy w życiu nie byłem w stanie pojąć i pewnie nie chce. Teraz kojarzy mi się z jedna wielką pustką, ale czy ja aby na pewno chce żyć w takim świecie? „Kim jesteś?” padło za chwile z moich ust, ale można rzec że była to bezdźwięczna mowa pozbawiona jakiegokolwiek tonu. Głuchy krzyk, który słyszałem tylko ja sam. Dlaczego tak panicznie zacząłem szukać źródła dźwięku? Odwróciłem się na pięcie w zastraszającym tempie, a wiatr, który do tej pory był spokojny teraz uderzył we mnie z taką siłą, że moje oczy, tak wrażliwe mimowolnie zamknęły się chcąc uniknąć tej nieprzyjemnej fali powietrza. Nie zauważyłem kiedy na mojej szyi zacisnęła się jakaś macka (bez skojarzeń plis)… macka? O dziwo nie dusiła mnie, jedyne co zrobiła to pociągnęła mnie do tyłu. Chciała sprawić, bym położył się na ziemi? Ciągnięty przez jakąś tajemniczą siłę, nie mając wyboru, zrobiłem to co chciała. Przykuty do zimnego podłoża obserwowałem jak chmury przesuwają się po niebie i wtedy… znowu usłyszałem ten sam głos dochodzący z lasu, aczkolwiek kiedy chciałem się wyrwać, sprawdzić co to: macka zacisnęła się mocniej powodując u mnie kaszel. Brak tlenu… ta informacja tak szybko doszła do mojego mózgu, ze nawet nie zdążyłem zareagować. Złapałem dłońmi za pnącze chcąc jak najszybciej je odciągnąć, zamknąłem oczy i wtedy…. Obudziłem się? To tylko sen?
Leżąc tak rozebrany do połowy zastanawiałem się co się właściwie stało, próbowałem ułożyć to sobie w głowie. Nie miałem na sobie koszulki, jedynie spodnie, luźne dresy. Na dodatek ktoś na mnie siedział.. co tu się do cholery dzieje? Jeszcze zaspane, fiołkowe oczy otwarte do połowy zwróciłem w  tym momencie na postać dziewczyny pochylającej się nade mną. Dłoń trzymała na mojej szyi w taki sposób jakby chciała sprawdzić czy mam tętno. Rozchyliłem lekko usta wypuszczając z siebie powietrze, to już koniec tej katorgi, już nie chcę.
-Leo, żyjesz? Znowu coś ci się śniło? - wyrwała mnie z częściowego amoku roześmiana twarz towarzyszki. W ogóle czemu ona na mnie siedzi? To trochę krępujące..
-Ciesz się, że jeszcze nie dostałeś z liścia, albo ewentualnie że nie spotkała cie szklanka pełna zimnej wody. - teraz dołączył się do tego jeszcze jeden, tym razem męski głos. Yukimaru stał przy drzwiach pokoju trzymając rękę na karku i spoglądając na mnie z takim samym zatroskaniem co Hyou. Kiedy nie spotkali się z żadną moją odpowiedzią czy reakcją, dziewczyna oparła swoje zimne dłonie na mojej nagiej klatce piersiowej i pochyliła się jeszcze bardziej. Jej ręce były teraz niczym kostki lodu, ale nie wiem czym to było spowodowane. W oka mgnieniu doszedłem do siebie i złapałem za jej malutkie, kościste nadgarstki. Przeniosłem się do pozycji siedzącej za chwilkę łapiąc się za głowę, nagle zaczęła mnie dziwnie boleć.
-Może zejdziesz już z niego? - zaproponował chłopak widząc, że dziewczyna siedzi teraz centralnie na moich biodrach. Mogło się to z boku trochę źle kojarzyć. Sigma kiwnęła głową robiąc dokładnie to o co prosił ją białowłosy. Rozejrzałem się dookoła siebie teraz uświadamiając sobie dopiero, ze był to kolejny sen, który miał mi na celu coś powiedzieć, a ja już kolejny raz nie potrafię odkryć jego znaczenia.
-Czemu wy tak właściwie tutaj jesteście? - wyrwałem się z własnych zamyśleń rozciągając się i zsuwając leniwie nogi z łóżka. Ziewnąłem przeciągle przez co w moich oczach zebrało się kilka pojedynczych, słonych kropel. - Coś się stało? - totalnie odbiegając od tematu spojrzałem na nich po czym wstałem i zmierzwiłem swoje czarne włoski.

(Hyou? Teraz możesz się wykazać *^*)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz