czwartek, 8 września 2016

Od Lou - C.D Lee

 Zaśnięcie na kanapie nie przypadło mi do gustu. To nie była moja kanapa. Tak, nagle sobie uświadomiłam, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż wcale nie znajduję się we własnym mieszkaniu. Na mojej sofie spało się dużo wygodniej.  Otworzyłam oczy, lecz dookoła było cholernie ciemno. Gdziekolwiek się znajdowałam wszyscy już spali. Zerwałam się do pionu i usiadłam na brzegu sofy. W głowie nadal mi szumiało , a świat nie do końca chciał ustać w jednym miejscu. Miałam na sobie sukienkę. Cholera, jak ja nienawidzę spać w ciuchach. Zdjęłam majtki i rzuciłam je gdzieś w ciemność. Wstałam i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni, po drodze zawadzając o jakieś rzeczy. W pewnym momencie się zachwiałam i złapałam szafki, która lekko się przechyliła i coś z łoskotem spadło na ziemię.
-Upsik… - Zachichotałam po cichu do siebie. – Przepraszam książeczki.
Nagle stwierdziłam, że sukienka mnie dusi. Po paru niezgrabnych próbach zdjęcia ubrania z siebie, zaplątałam się całkowicie w materiał. Zmęczona tą batalią i bardzo wkurzona, chwyciłam tkaninę w dwie ręce i jednym gwałtownym ruchem rozdarłam na dwoje i dawna sukienka opadła swobodnie na ziemię. Wkurzona na głupią sukienkę wzięłam ją i rzuciłam przed siebie. Trafiła chyba na jakąś sporych rozmiarów roślinę w doniczce. Może lepiej będzie się spełniała w roli łańcucha na choinkę niż jako moje odzienie. Zostałam w szpilkach i staniku. I w takim stroju trafiłam do kuchni. Chciało mi się strasznie pić. Znalazłam jakąś szklankę, ale wyślizgnęła mi się z rąk i trochę się stłukła.
-Auć, to musiało zaboleć… - Mruknęłam pod nosem i zajrzałam do lodówki, gdzie znalazłam zimną puszkę coli. No nareszcie coś co się nie potłucze. Otworzyłam i spieniona ciecz wylądowała na moim biuście.
-Kurwa, i co teraz? – Spojrzałam na zachlapany stanik, a potem na lodówkę. Rozpięłam zapięcie i wrzuciłam na jedną z półek w lodówce. – No tutaj powinno wyschnąć.
Resztę pozostałej coli  wypiłam za jednym łykiem. Ale ulga. Jednak przez to picie, poczułam nagłą potrzebę skorzystania z łazienki. Wyruszyłam na poszukiwania tego jakże ważnego pomieszczenia. Parę razy obiłam się o coś i chyba po drodze stłukłam coś. Wreszcie dostrzegłam światełko w tunelu. Znaczy białe drzwi z charakterystycznymi otworami na dole. To jednoznacznie dawało do zrozumienia, że odnalazłam łazienkę. Chcąc zapalić światło, zahaczyłam ręką o obraz, który wisiał kilka centymetrów od włącznika. Jak można było się domyślić, obraz spadł. Niech sobie leży, było nie wieszać tak blisko łazienki! Weszłam załatwiłam co musiałam, umyłam ręce i zdjęłam buty. Zaczęły mnie trochę uwierać, więc za karę wylądowały w kabinie prysznicowej.
-Niegrzeczne buciki! – Pomachałam im palcem i wyszłam z łazienki. Po omacku trafiłam do jakiegoś pokoju, gdzie moim oczom ukazało się łóżko z prawdziwego zdarzenia. A w łóżku spał jeszcze jakiś facet! Rzuciłam się na miękki materac i odpłynęłam z powrotem w śnie.
(…)– Lou? Masz piękne kształty, ale… – Do moich uszu doleciał znajomy głos. Uniosłam ociężałe powieki. Przede mną leżał, a w sumie prawie siedział Lee. Miał nagi tors i machał mi rękoma prawie przed nosem. Zerknęłam na siebie. Byłam całkiem naga. O matko!
-Czy między nami do czegoś doszło? – Zmarszczyłam brwi, głowa mi pękała, a mój głos był zachrypnięty.
-Raczej nie… - Odparł niepewnie Lee, patrząc na mnie podejrzliwie. Zwlekłam się z łóżka. Wszystko mnie bolało a w głowie coś świdrowało tak, że oprócz bólu czułam dziwne zawroty. Na komodzie leżała czarna koszulka. Niepewnie stawiając kroki  podeszłam do mebla i wzięłam ją.
-Mogę? – Zerknęłam w stronę czarnowłosego, który nadal był lekko wstrząśnięty tym co się działo. Tylko jak ja wylądowałam naga w jego łóżku?
-Jasne. – Pokiwał głową i również wstał z łóżka. Założyłam sprawnie dużo za dużą koszulkę na siebie i wyruszyłam na poszukiwanie swoich rzeczy. Kiedy wyszłam z sypialni i zagłębiałam się w resztę mieszkania, dostrzegłam  dość spory bałagan. Ciekawe co tu się wydarzyło?
-Lee, chyba musisz trochę tu posprzątać. – Zwróciłam się do czarnowłosego, który stanął obok mnie i badał wzrokiem rozmiary zniszczenia. Nie odezwał się tylko zaczął to wszystko ogarniać. Podniósł strzępy mojej sukienki. Przyjrzał się temu uważnie, a następnie mi. Wtedy sobie przypomniałam co wyprawiałam w nocy. Załamana usiadłam na sofie, obok której na stoliku do kawy leżały moje stringi. Ten widok dobił mnie jeszcze bardziej. Przypomniałam sobie także wydarzenia u Enzo i to, jak kazał mi się wynosić. A także moment, w którym pomyliłam mieszkanie Lee ze swoim i zlana w trupa wparowałam do niego. Podparłam głowę na dłoniach, a łokcie na udach. W takiej pozycji zastał mnie Lee. Miał ze sobą szklankę wody i jakąś tabletkę.
-Połknij to, powinno pomóc na kaca. – Zerknął na moje stringi. – Cóż… To chyba twoje, prawda?
-Tak. – Zgarnęłam majtki i położyłam obok siebie. – A masz coś na kaca moralnego?
-Aktualnie chyba nie posiadam. – Uśmiechnął się leciutko.
-Przepraszam cię Lee. Miałeś rację co do Enzo, a ja jeszcze… Jestem żałosna. – Załamałam się całkowicie.  Zapadła cisza. No jasne, przecież na takie beznadziejne wyżalanie się to nawet nie  ma sensu reagować. Jednak po chwili milczenia, chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Ten gest mnie zaskoczył, jednocześnie dając mi poczucie wsparcia ze strony Lee. Co ciekawe sama wtuliłam się w niego mocniej i przymknęłam oczka.
-Dziękuję. – Szepnęłam.  Po dłużej trwającej chwili naszego uścisku, usłyszeliśmy popiskiwanie piesków.
-Chyba trzeba z nimi wyjść. – Odparł cicho.
-Jeśli nie chcesz mieć więcej sprzątania, to radzę z nimi iść. – Uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak ostrożnie wypuścił mnie z ramion i poszedł się ubrać, by wyjść z naszymi szczeniakami.
-Z chęcią bym poszła z wami, ale… - Spojrzałam na swoje ubranie, składające się nadal jedynie z koszulki Lee. – Moja sukienka jest w strzępach.
-Nie wiem, co ty robiłaś w nocy, ale trochę żałuję, że tego nie widziałem. – Wyszczerzył zęby  w uśmiechu. Wziął smycze i wyszedł na zewnątrz. Poszłam do łazienki, by doprowadzić się do w miarę normalnego stanu. Uczesałam się, umyłam twarz, przepłukałam usta… Chciałam wziąć prysznic, ale w kabinie znalazłam swoje szpilki. Cholera! Co ja robię ze swoim życiem? Przecież wystarczyłoby odrobinę wilgoci i moje piękne zamszowe szpilki szlag by trafił. Jaka ja nierozsądna. Moje wewnętrzne refleksje zostały przerwane przez odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Wychyliłam się z łazienki i zobaczyłam znowu ją! Elizę.
- Co ty tutaj robisz do cholery o tej porze? – Podniosłam głos, jednak natychmiast tego pożałowałam, bo moją głowę przeszył ostry ból.
-Raczej co ty tutaj robisz? I w dodatku w koszulce Lee?! – Jej głosik stał się piskliwy. Chyba ją zazdrość zżerała.
-Nie twój interes mała gówniaro. – Prychnęłam.
-Tak.. Pewnie się schlałaś i pogubiłaś wszystkie ciuchy… Idiotka. – Spojrzała na mnie z pogardą i ruszyła do lodówki. -Zrobię śniadanko mojemu kochanemu Lee.
To dziecko mnie strasznie wkurzało. Rządziła się w cudzym domu, jak u siebie. I jeszcze gadała, jakby nie miałam piątej klepki.
-A wiesz co twój „kochany” jada na śniadanie? – Zapytałam się sarkastycznie.
-Niee, ale zaraz zobaczę co ma w lodówce. – Otworzyła drzwi lodówki i wyjęła z niego mój stanik. – Po rozmiarze chyba mogę stwierdzić, że twój. Taki baleron, jak ty ma odpowiedni balast. Dziwię się, że taki kawałek materiału i koronki utrzymuje tyle tłuszczu.
-Ty mała jędzo! – Ruszyłam w jej kierunku. Tamta rzuciła się na mnie z pazurami. Zaczęłyśmy się szarpać za włosy i dziko piszczeć. Eliza pojechała długim paznokciem po moim policzku, co odrobinę zabolało. Ja natomiast pociągnęłam ją trochę mocniej za włosy, tak że w mojej garści pozostało sporo kasztanowych kosmyków. Nagle w progu kuchni stanął Lee, a u jego nóg kręciły się szczeniaki, które zaczęły piskliwie poszczekiwać. Odczepiłam się od młodej, która trzymała w ręku mój stanik. Eliza spoglądała na swego idola oczami okrągłymi jak spodki. Zaczęła ronić pojedyncze łzy.
-Lee! – Zawyła żałośnie. – Ona się na mnie rzuciła!
Świetne zagranie ze strony tej diablicy w ciele nastolatki. Najlepiej wszystko zwalić na nieokrzesaną Lou.
[Lee?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz