czwartek, 8 września 2016

Od Sory - C.D Enzo

Zasnął. I to tak szybko, że nawet nie zdążyłam z powrotem wejść do kuchni by odłożyć mokrą ściereczkę. Okład trzeba było zmieniać co jakiś czas, ponieważ ciągle wzrastająca gorączka bardzo szybko ogrzewała szmatkę. Kładąc już trzeci z kolei okład na jego rozpalonym czole, najpierw przyłożyłam do niego dłoń by sprawdzić czy temperatura chociaż troszeczkę spadła. Miałam nadzieje, że taki stan rzeczy nie będzie utrzymywał się zbyt długo, bo jeśli tak to będą musieli go wziąć do szpitala. Usiadłam sobie grzecznie na fotelu znajdującym się tuż obok kanapy, na której leżał Enzo. Przez dłuższa chwile przyglądałam się śpiącej sylwetce chłopaka, aż w pewnym momencie z transu wybudził mnie zegarek migający na czerwona. Czyżby naukowcy znów nie dawali sobie rady z jakimś z ich kolejnych projektów? Ten kolor mógł oznaczać tylko tyle, ze znów potrzebują pomocy kogoś na całkiem innym poziomie niż oni sami, głównie mówiąc tutaj o mocy magicznej. Aż dziwił mnie fakt, że jeszcze żaden z naukowców nie zdecydował się na bycie Deltą. Przecież wszczepienie takiej Arcany oprócz tego, że jest cholernie bolesne – nie jest trudne. Być może było to spowodowane ich słabymi organizmami, które jak widać nadawały się tylko do tego by konstruować, próbować, a potem zjebać to w najmniej oczekiwanym momencie. ^^
Wracając do obecnej sytuacji: postanowiłam jak najszybciej ruszyć się z miejsca i skierować do głównego biura, z którego to nawoływali mnie naukowcy. Zanim jednak wyszłam, ostatni raz zerknęłam w kierunku chłopaka. Mam tylko nadzieje, że bez mojej opieki nie zrobi sobie krzywdy, nie spadnie z kanapy i nie połamie sobie czegoś. Mój wzrok jak zwykle nie mówił zbyt wiele, tak obojętny i zimny, że przerażał nawet małe dzieci, które przez to nie chciały się do mnie zbliżyć. Okropne, chociaż.. co mnie to obchodzi.
Kiedy tylko przekroczyłam próg apartamentu i zamknęłam za sobą drzwi, skręciłam w prawo by wyjść z budynku mieszkalnego. Tuż za zakrętem dostałam ostrego strzała w bark, w takie miejsce by od razu mnie to sparaliżowało i wyłożyło na łopatki. Osoba, która to planowała na pewno była sprytniejsza ode mnie i silniejsza, bo jeszcze nie widziałam Arcany Naturalnej, która byłaby na tyle szalona by zaatakować Sigme z zaskoczenia. Upadłam na kolana łapiąc się za bolące miejsce, nie odwracałam się, a jedyny dźwięk jaki wydałam z siebie to ciche syknięcie. Niestety poczułam to bardziej niż wszystkie ostatnio zadane mi ciosy. Ten ktoś musi być naprawdę sinym przeciwnikiem…
-Carter? - usłyszałam cichy, aksamitny, kobiecy głos. Był taki… „bez żadnej skazy”, że od razu rozpoznałam te sztuczne receptory imitujące głos. To nie jest możliwe by kobieta miała tak piękny i delikatny głos, a na pewno ja jeszcze tutaj takiej nie widziałam, która w szczególności zwróciłaby na siebie moją uwagę. Omicron, jestem pewna, w dodatku nie byle jaki, ale jeden z Elity. - Nie potrzebnie robisz sobie pod górkę, Naukowcy nie lubią kiedy się im przeszkadza. - kontynuowała, z czego ja od razu wywnioskowałam, że chodzi o ten cholerny kluczyk, który śmiałam zaje… ukraść tamtemu pantoflarzowi. Nie czekając dłużej, w okamgnieniu podniosłam się i z obrotu zamachnęłam noga, którą ta bardzo szybko powstrzymała przed ostatecznym ciosem. Zwinna, ale to w końcu robot więc czego się tutaj innego spodziewać. Korzystając z tego, że nie atakuje: odskoczyłam do tyłu jakoś na dwa metry by zejść z zasięgu jej dłoni. Nie powiem, że łatwo było mi ustać, bo jej pierwszy zadany cios mnie skutecznie otumanił. Nie mogłam skupić swojego wzroku na jednym punkcie ani wyrównać zmęczonego oddechu.
-Nie sądziłam, ze posunie się do tego by wykorzystać do takiej błahostki… Omicrona? To doprawdy bardzo śmieszne.. - parsknęłam cicho śmiechem zniżając swoją głowę i przyglądając się jej. Dokładnie w momencie kiedy ruszyła na mnie, ja unikałam każdego pojedynczego ataku. Nie byłam w stanie jej skrzywdzić, niestety nasze umiejętności jak i witalność bardzo się od siebie różniły. Dziwił mnie tylko fakt, dlaczego… - ….nie używasz Arcany? - zapytałam cicho jakby sama siebie, jednak mogłam się domyślić, że Rena (bo tak się nazywała) doskonale to usłyszy. - Nie pozwolił ci mnie skrzywdzić…. - rozgryzłam ją, co można było stwierdzić po jej skwaszonej minie.  Westchnęłam cicho i z zamiarem odejścia ruszyłam do przodu, żeby ją wyminąć. Nie pozwoliła mi i w chwili gdy byłam już jakiś odcinek za nią: zaatakowała przygwożdżając mnie do ściany z taką siłą, że aż zakrztusiłam się własną śliną.
-Nie lekceważ mnie Sigmo. - warknęła dosyć wyraźnie po czym bardzo szybko puściła mnie i odeszła w swoim kierunku. Ja natomiast zsunęłam się po ścianie wytwarzając przy tym charakterystyczny dźwięk szurania. O co jej mogło chodzić…? Nic mi nie powiedziała, nic nie zabrała, nie postawiła żadnego warunku… Dziwne. W sumie to nie ważne, wolałabym nie mieć styczności z tymi Arcanami, to chyba jedyne takie, których wszyscy - łącznie z Sigmami i Deltami – się bali.
[…]
Jak najszybciej (w miarę możliwości) pozbierałam się z ziemi i wróciłam do swojego mieszkanka. Zrzuciłam z siebie ubrania, by powolutku zatopić się w gorącej wodzie wcześniej nalanej do wanny.  Piana okalała prawie całe moje rozpalone ciało, a opary jakie znajdowały się w tym momencie w pomieszczeniu sprawiały wrażenie zamglonej łąki o poranku. Mój bark od tamtego czasu stał się nieco siny prawie na całej powierzchni. Ehh nie jest dobrze, bo teraz będę musiała zakrywać całą górną część ciała. Rozmyślając właśnie w ten sposób uniosłam do góry prawą rękę i „podniosłam” nieco piany. Zdmuchnęłam ją w tym samym momencie kiedy ktoś najzwyczajniej wszedł sobie do mojego apartamentu. Czyżby gwałciciel? Heh, akurat na mnie nie zrobiłby zbyt wielkiego wrażenia, dlatego tez nie zamierzałam się przejmować i spokojnie oparłam się o krawędź wanny.
-Sora…? - w końcu męski głos dobiegając z pokoju sprawił, ze nieco oprzytomniałam, rozchyliłam wcześniej przymknięte powieki i kątem spojrzałam w stronę lekko uchylonych drzwi.
-To nie chlew. Następnym razem chociaż zapytaj czy możesz wejść. - prychnęłam lekko zirytowana. Nie doczekałam się odpowiedzi jednak dokładnie słyszałam kroki chłopaka. Szedł w stronę uchylonych drzwi łazienki, a kiedy już miał wejść: chyba się zawahał i zatrzymał przed nimi.
-Jesteś ciekawy jak wyglądam nago? - zapytałam cicho mieszając palcami wodę. Dla mnie to nie było nic nadzwyczajnego, nie wstydziłam się, bo nie miałam czego. Całkiem inaczej działa „mój system zawstydzania”.
-Nie. - odpowiedział w końcu po dłuższym namyśle, ale pewnego rodzaju „pretensje” jakie usłyszałam w jego głosie…. Mówiły mi wszystko.
-Nie jesteś? Hmm.. - bardziej westchnęłam sama do siebie opierając rączkę na oparciu. - Kiedy tylko powiem coś co nie jest po twojej myśli, bądź wyprzedzę twoje i tak dosyć spowolnione myślenie...denerwujesz się. Nie pokazujesz tego po sobie, ale nie podoba ci się, że wiem więcej niż ty chciałbyś, abym wiedziała… - mówiąc to uniosłam delikatnie kącik ust, bo nie ważne co by teraz powiedział pewnie nie wzięłabym tego na poważnie.

( Enzo ? :v )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz