wtorek, 13 września 2016

Od Azusy - Do Andree

Dzień wolny od pracy to zazwyczaj ten, którego ludzie nazywają normalnie „sobotą” lub ewentualnie „niedzielą”. Niestety moje życie nie jest takie piękne by sprawiać mi takie prezenty i nawet w te dwa boże dni musiałem zapierdalać do głównego biura ^^”. Cudownie wręcz mogę powiedzieć, jestem szczerze zachwycony tym faktem, że muszę wstawać 6:20, kiedy to właściwie dla mnie jest jeszcze noc. Rozciągnąłem się porządnie wydając przy tym jakiś bliżej niezidentyfikowany dźwięk (a może jęknięcie, kto wie~ hihi). Podniosłem lekko główkę i spojrzałem po sobie. W pewnej chwili zacząłem się poważnie zastanawiać, gdzie to tez podziała się moja śnieżno biała kołdra. Drugą sprawą był fakt, że byłem prawie na wpół rozebrany kiedy to zwykle sypiam w luźnej koszulce na ramiączkach to teraz była ona jakoś dziwnie na mnie ułożona.
-Oh Andrzeju… mam nadzieje, że nie próbowałeś mnie rozebrać kiedy nie patrzyłem… - uśmiechnąłem się sam do siebie, bo przecież ten falus by mnie nigdy nie usłyszał z tego pokoju. Podniosłem się do siadu i zerknąłem w dół, a właściwie to mój wzrok powędrował trochę nie w odpowiednie miejsce. - Oj Bracie, dzisiaj nie ma walenia, bo potem ręka mi drętwieje. - nadal nie spuszczając wzroku z delikatnego wybrzuszenia na bokserkach, podrapałem się po karku. Dookoła był tylko półmrok spowodowany zasłoniętymi, ciemnymi roletami, które nie przepuszczały nawet najmniejszych strumieni światła. Normalnie to pewnie walnął bym znowu w kimono, ale prawie jak co dzień do mojego pokoju wparowała moja Hrabianka, która jak na złość musiała odsłonić rolety. Kurde myślałem, ze zginę! Naprawdę! Moje oczy paliły się żywym ogniem, kiedy słońce dotarło do rubinowych tęczówek.
 
- Wstawaj Azusa, bo znowu dostaniesz laczkiem w twarz za to, że nie stawiłeś się u szefa. - westchnął składając rączki na piersi i stojąc tak sobie nade mną. No jasne książę, już wstaje. Stał na tle tego zajebiście rażącego słońca i naprawdę wyglądał jakby był jakimś prorokiem.
-A… która jest godzina? - westchnąłem leżąc sobie jeszcze do góry brzuchem. To fakt, że zawsze dostawałem opierdziel za to, że się spóźniam, ale tak naprawdę nigdy nikt nie odważył się nam za to zagrozić jakimiś konsekwencjami. Chociaż to może przez moją olewatorską postawę. ^^ - Misiaczku.. jest dopiero 7 godzina. Nie sraj ogniem, ja żeby być pięknym to muszę się wyspać. - to mówiąc obróciłem się na drugi bok, w taki sposób by teraz nie widzieć ani jego, ani tego cholernego słońca, które wypalało mi oczy.
-Azusa! Piździelcu! Oni nas rozstrzelają! - złapał się za głowę biedaczek. Niech on tyle nie myśli, bo się jeszcze przegrzeje, a drugiej takiej takiej pokojówki nie znajdę.
-Spokojna twoja rozczochrana. Już przecież wstaje, nerwusie. - stwierdziłem głośno wzdychając. Dobra wstanę, bo jeszcze dzieciak straci przeze mnie pozycję w ośrodku. Podniosłem się już zupełnie do siadu, opuściłem koszulkę i sięgnąłem na okulary, które leżały obok na stoliku nocnym. O wiele drobniejszy chłopaczek założył sobie malutkie rączki na biodrach i czekał cierpliwie aż łaskawie się zwlekę.
-Hej, Andree! Tak się czasem zastanawiam dlaczego ja cie w ogóle za mężczyznę biorę. Przecież ty jesteś taki malutki, słodziutki normalnie sama słodycz. Zero sexu, ty jesteś takim misiem do przytulania…
-Azusa! - przerwał mi natychmiast kiedy chciałem kontynuować swój zacny monolog. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo miało to na celu tylko go lekko mówiąc… wkurwić. XD
-Moje imię to ty będziesz krzyczał w nocy, pączusiu. A teraz zrób coś dla mnie i szoruj do kuchni zrobić mi herbatę. - moje nóżki zetknęły się właśnie z zimnymi panelami, wstałem i pierwsze co zrobiłem to podszedłem do tego kurdupla. No jaki on jest uroczy! Zadarł lekko głowę do góry, bo przecież jest taki malutki, że bez tego nie byłby w stanie nawet ujrzeć moich oczu. (Tym bardziej teraz kiedy są praktycznie zasłonięte przez miętowe włosy).
-To ja tu jestem od wydawania rozkazów. Nie będę spełniał twoich za… - gadał tam coś sam do siebie, bo przecież ja go nie słuchałem. Schyliłem się składając motyli pocałunek na jego czole, po czym jak gdyby nigdy nic skierowałem się do wyjścia z pokoju.
-AZUSA! - krzyknął, gdy byłem już daleko za drzwiami (w kuchni dokładnie xD). Ups chyba się trochę zdenerwował, jednak mogę się z wami założyć, że jego okrągła twarz przypominała teraz czerwonego buraka. Tylko tej małej łodyżki mu brak i liści. Hehe~
Przyszedł dopiero po kilku minutach kiedy ja już miałem włosy spięte u góry i szukałem czegoś po lodówce. Boże widzę pustkę, będę głodował.
-Andree mój osobisty kalendarzu, jaki plan na dzisiaj? - wychyliłem głowę z wnętrza lodówki i kątem różowego oka spojrzałem na swojego towarzysza, który właśnie w tym momencie wchodził do kuchni.

( Andree? Nie krzycz bo trochę … beznadzieja xD )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz