środa, 12 października 2016

Od Hyou - C.D Hiro

   Standardowy dzień; moje nogi i stawy powoli odpoczywały po bitwie grupowej, choć… tym razem takie podobne wydarzenie nie wymagało ode mnie żadnego większego wysiłku fizycznego. No właśnie… a mentalnego? To był koszmar. Ja, moja drużyna i oczywiście moje umiejętne prowadzenie nią. Jakie szczęście, że już koniec… mogłam wtulić się w poduszkę i spać do wieczora, co rzecz jasne nie dało mi dane, bowiem już w południowych porach moja skóra domagała się witaminki pochodzącej od słońca. Pff, a jakie to słońce. Zaawansowana technologia, ale mniejsza o to. Wygramoliłam się spod kołdry i ukradkiem wyglądając za wielkie okno, z którego miałam widok na całą panoramę miasta, mogłam oszacować mniej więcej, jaka temperatura panuje w ośrodku. Ostatecznie zostałam w staniku i krótkich spodenkach, bo po co się pocić, jak można być jak ja i nie wstydzić się tego, co ludzkie. Znaczy ja w ogóle nie mam w sobie przyzwoitości, to już o sobie wiem, ale też jakoś specjalnie nie zwracam uwagę na takie aspekty. Życie jest za krótkie, by zastanawiać się nad równie błahymi rzeczami…
   Spacerowałam przez większość ośrodka. Jedna rzecz wciąż wprowadzała mnie w zachwyt: tyle tu pięknej zieleni! Kompletnie kontrastuje ona na tle różnych, dziwnych, technologicznych sprzętów oraz budynków, ale jednocześnie tworzy niepowtarzalny, nowoczesny klimat, którego – jestem pewna – brakuje poza kopułą. Moje przemyślenia zakończyły się w momencie, kiedy wkroczyłam do okolicznego lasu. Był bardzo skromny, ale każdy miłośnik natury znajdzie tu dla siebie miejsce. Bogate, intensywne zielone korony i rozgałęziające się niczym ścieżki konary. No i tu właśnie zauważyłam pewnego chłopaka, który, ku mojemu zdziwieniu, bardzo szybko zdał sobie sprawę o mojej obecności. Zsunął się jednak tak niefortunnie, że dystans, jaki nas dzielił, nie mógł wynosić więcej niż jakieś kilkadziesiąt centymetrów. Od razu dostrzegłam znaczną różnicę w naszym wzroście, bo mniej niż jakiś metr dziewięćdziesiąt nie mógł mieć. Do tego był pozbawiony butów i wydawało mi się, że skądś go znam… Jednak z imieniem gorzej, bo nawet nie domyślałam się, na jaką literę może się ono rozpoczynać. Pamiętałam, że cisza była posępna i długa, dopóki swoim zgrabnym tekstem jej nie zepsułam. Mianowicie wyciągnęłam rękę, wołając:
   – Ej, to przecież ty! – Pokazałam, jak dużo brakuje mi do kulturalnej i uroczej księżniczki. – Śpiąca królewna z bitwy grupowej. Nie zawojowałeś, co?
   – Wystarczy Hiro – odparł, a kiedy przestał lustrować mnie wzrokiem, ja zrobiłam to samo z nim, a wtedy udało mi się ponownie dostrzec jego nagie stopy. Ale po co? Nowy Jezus nam się objawił?
   – Hiro? Hiro! – Między tymi dwoma słowami zrobiłam taki odstęp, że w pytaniu ułożyłam swoje usta w zdziwione “o”, a następnie wybuchłam eksplozją nienaturalnej wręcz radości, i rzuciłam się na chłopaka. W ogóle go nie znałam, ale mniejsza. Lubię się przytulać.
   Trwaliśmy tak chwilę, dopóki ja nie uniosłam głowy do góry i nie dostrzegłam jarzącego się w jego oczach zdziwienia. To był taki sygnał, że to jest jednak nieznany mi człowiek i robiąc coś takiego, wprowadzam go w dość duże zakłopotanie. Jestem ciekawa, czy wierzy w to, że jestem Sigmą… przecież one są takie odpowiedzialne i świecą przykładem… no chyba tylko w opowieściach. Prawda jest taka, że każdy z nas jest inaczej ukształtowany i rzadko zdarza się ktoś, kto dokładnie podporządkuje się opisowi.
   – Za to ja chyba cię nie znam – oznajmił chłopak, a ja dałam mu nieco powietrza i oddaliłam się o jakiś metr, nadal utrzymując na twarzy swój niemrawy uśmieszek. – W każdym razie nie pamiętam. – Przeciągnął, kiedy nie otrzymał ode mnie większej odpowiedzi.
   – Hyou. Hyou Yukimura. – Wyciągnęłam rękę, oczekując, że Hiro ją uściśnie, i tak też zrobił. – Hm… może znajdziemy ci buty? – W odpowiedzi chłopak lekko uśmiechnął się, pokręcił głową oraz wysunął zza drzewa swoje obuwie. Moja mina w tamtej chwili wyrażała pełne uznanie. No jak kto woli, ale ja bym wolała uniknąć tych wszystkich robaczków i w ogóle.
   – Mam pomysł. Tutaj zaraz będzie pewnie padało, więc może dokończymy tę rozmowę u mnie? – Kiedy przewiał mnie gwałtowny wiatr, zrozumiałam, że niedługo pogoda zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Że z tego specyficznego, szarego nieboskłonu za chwilę lunie rzęsista ulewa.
   – Z chęcią. – Ubrał buty, a ja skocznymi oraz beztroskimi krokami pospacerowałam w kierunku chodnika, który wkrótce poprowadził nas pod sam próg dużego wieżowca. Znajdująca się w nim winda podróżowała ku górze dość długo, dopóki nie znaleźliśmy się na jednym z najwyższych pięter. Tam przesunęłam swój nadajnik pionowo wzdłuż czytnika, i drzwi rozsunęły się, ciągnąc za sobą dźwięk eksplodującej pary. Zapewne Hiro dostrzegł pewną różnicę między naszymi mieszkaniami, bo jest oczy poszerzone w ciekawości mówiły same za siebie. W ośrodku jest tak, że przedstawiciele tego drugiego rodzaju mają bardziej ciekawsze życie, oczywiście zależy o czym się mówi, ale jeśli o wystrój i jakość zamieszkania, to jest wręcz bajecznie.
   – Rozgość się! – Rozłożyłam ręce, pokazując nimi każdy zakątek mieszkania. – Wiem, że kobiety powinny być zajebiste w kuchni, bo to ich środowisko naturalne, ale… niestety ja przypalę nawet wodę. Skusisz się na coś gotowego? – Przeszłam przez salon, a następnie przebiegłam resztę odległości, która dzieliła mnie od kuchni i wyczekiwanej lodówki.

(Hiro?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz