środa, 12 października 2016

Od Anjiki - C.D Sebastiana

Lody? Why not. Zdjęłam piękny jesienny liść z ramienia(jest jesień nie?xp)Schowałam go do notatnika. Dopiero po tym spojrzałam na mojego rozmówcę. Młody. Chociaż to dało się zauważyć od razu, ale na pewno musi mieć więcej niż dwadzieścia lat.
-Lody?-rzekłam spokojnie.- Chodźmy.
Powiedziałam z delikatnym uśmiechem. Nie przeszkadzało mi milczenie, które zapadło między nami. Ojciec chyba uczył mnie, że to milczenie wcale nie świadczy o tym, że jest to osoba nie wychowana lub, że możesz być dla niej nudny. Ruszyliśmy w kierunku pobliskiej lodziarni. Chłopak zamówił swoją porcję i zapłacił. Ja wzięłam lody miętowe z czekoladą. Po zapłacie wzięłam trochę do ust. Poczułam jak rozpływają mi się na języku. Chłodne i orzeźwiające. Jednym słowem pychotka. Poszliśmy następnie na spacer. Na drzewie zobaczyłam afisz mówiący o imprezie nad jeziorem. “Pożegnanie Lata” głosił nagłówek. “Pokaz sztucznych ogni” było napisane na dole. Uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze nigdy odkąd mieszkam tutaj nie widziałam fajerwerków. A z “poprzedniego” życia nie potrafiłam sobie przypomnieć czym były.
-Idziesz?-spytał mnie Sebastian bez ogródek. Dość dziwne jak na gościa, który do tej pory milczał.
-Nie wiem. Może pójdę-powiedziałam spokojnie.
Mimo, że lato już miało się ku końcowi upał był dość spory. Szybko skończyłam lody i wyciągając błyszczącą wstążkę związałam włosy wysoko na głowie.
-A ty pójdziesz?-zapytałam wiążąc wstążkę w kokardę.
Chłopak milczał. Poszliśmy dalej spacerem. Na szczęście wiał trochę wiatr, który chociaż trochę ochładzał wszechobecny upał. Wreszcie doszliśmy do mojej okolicy. Chwilę spacerowaliśmy po pobliskim lesie. Aż doszliśmy do księgarni, w której zawsze kupuję książki.
-Możemy tutaj wejść?-spytałam Sebastiana, jak dziecko pytające mamę czy może wejść do sklepu z zabawkami.
Oczy musiały mi błyszczeć, bo Sebastian zasłonił usta dusząc śmiech. Poczułam jak czerwienieją mi policzki. To wywołało już otwarty śmiech chłopaka.
-Dobrze. Chodźmy-zgodził się wreszcie.
Otworzył mi drzwi jak na gentelman’a przystało. Od razu podeszłam do półki z nowościami.
“Król Kruków” głosił tytuł. Uniosłam gruby tom w rękach. Przekartkowałam. Powąchałam papier. Przeczytałam tył okładki.
-O witaj Anjiko-powiedział właściciel.-Widzę, że masz dobre oko. Moje córki wprost uwielbiają tę serię. Więc zamówiłem.
-Na prawdę? Pana córki mają świetny gust-powiedziałam z uśmiechem do staruszka.
On i jego rodzina nie mieli żadnej arcany. A mimo to zgodził się pracować w takim miejscu. Miałam więc do niego wielki szacunek.
-Dziękuję ci kochana-powiedział z jeszcze szerszym niż ja uśmiechem.
Wzięłam jeszcze drugi tom. I od razu poszłam do kasy. Staruszek podstemplował moją kartę stałego klienta.
-Jak ci się spodoba to przyjdź do nas, a dostaniesz w gratisie trzeci tom-powiedział.-Dziewczynki ciągle się pytają kiedy przyjdziesz nas odwiedzić.
-Bardzo dziękuję-powiedziałam z uśmiechem zabierając swój zakup. -Nie wiem kiedy. Ale postaram się jak najszybciej. Do widzenia.
Wyszłam z księgarni. Sebastian czekał na mnie oparty o ścianę. Sam też trzymał siatkę z książkami. Widać staruszek go dopadł. Ten człowiek potrafił każdego zainteresować.
-Przyjemne miejsce-powiedział wskazując głową budynek.
Przytaknęłam lekko. Poszliśmy dalej. Dotarliśmy pod drzwi mojego domku. Zatrzymałam się przy drzwiach. Sebastian chciał odejść. Przypominając sobie o dobrych manierach powiedziałam do niego:
-Może wejdziesz. Mam mrożoną herbatę. Powinna być już dobra-powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
Chłopak się zgodził. Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Wprowadziłam go do środka. To co mogło uderzyć chłopaka w oczy to były książki. Wszędzie książki. Na półkach, regale, stole, a nawet na podłodze poukładane w schludne stosiki. A gdzie dużo książek to też dużo kurzu, ale nie w tym domu. Nigdzie nie było nawet najmniejszego pyłku. Nie było też porozrzucanych rzeczy, czy nie zmytych naczyń. Było po prostu nieskazitelnie czysto.
-Wytrzyj buty-pouczyłam go i zaraz zaczerwieniłam się lekko. Nie powinnam tego mówić.
Wyjęłam klucz z zamka i odłożyłam do przeznaczonej na to wnęki przy drzwiach, które zamknęłam. Zdjęłam buty i w samych skarpetach poszłam do kuchni, gdzie dopiero włożyłam kapcie, bo była wykładana kafelkami. Coś mi mówiło, że to może zdziwić chłopaka. Ale dawnych przyzwyczajeń trudno sie pozbyć mimo tego, że nawet się ich nie pamięta. Posadziłam Sebastiana tyłem do wejścia. Wyciągnęłam z szafki wysokie szklanki. Z zamrażarki wyjęłam kostki lodu. Do każdej szklanki wrzuciłam dwie. Resztę odłożyłam na miejsce. Schematyczne ruchy. Wyuczone kroki. Z lodówki wreszcie wyciągnęłam dzbanek i nalałam napój do szklanek. Odstawiłam na miejsce. Z szuflady wyciągnęłam podkładki, aby nie zniszczyć stołu. Najpierw podkładka, a na niej dopiero szklanka postawiona przed chłopakiem. Znów otworzyłam lodówkę. Wyjęłam naleśniki. Słodkie. Postawiłam na stole, a następnie wyciągnęłam talerzyki, widelczyki i noże, a także syrop klonowy. Ułożyłam to wszystko na stole. I dopiero wtedy wzięłam swój napój i usiadłam.
-Częstuj się-powiedziałam upijając łyka cudownie pysznej i orzeźwiającej herbaty.-Dobre?
Spytałam kiedy Sebastian spróbował naleśników. To chyba był przepis mojej matki, bo miałam mgliste wspomnienia, że ona mi je przygotowywała. Ale nie mogłam sobie nic przypomnieć.

<Seba-chan? Wybacz, że takie chaotyczne :) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz