Padało. Bębniący o szybę dźwięk tylko mnie w tym utwierdził. Z
ociąganiem uniosłam do góry zaspane powieki. Leżałam na miękkim posłaniu
do połowy przykryta ciepłą kołdrą. Była mocno rozkopana, więc pewnie
bardzo wierciłam się przez sen. Przetarłam oczodoły otwierając wreszcie
oczy.
Gwałtownie usiadłam na łóżku. Nie znałam tego miejsca. Nigdy w nim nie
byłam. Pokój, w którym się znajdowałam utrzymany był w szarych tonach.
Dwuosobowe posłanie, które ciągle okupowałam znajdowało się pod ścianą,
mniej więcej przy jej połowie. Obok niego znajdowała się niewielka
szufladka, a dalej było odsłonięte okno, od którego odbijały się krople
deszczu. Do pomieszczenia wpadało przez nie rozproszone mgłą i chmurami
światło. Naprzeciwko mnie stała szafa na ubrania, a po drugiej stronie
ściany drzwi.
Na raz uderzyły we mnie niedawne wspomnienia. Byli w nich jacyś ludzie
ubrani w białe kitle, przypominające te zakładane przez lekarzy w
szpitalach. Pamiętam, że mówili coś o tym, iż niby to musiałam zostać
przeniesiona do tego miejsca ze względów bezpieczeństwa. Dyskutowali
także na temat Arcan. Przedstawiali mi najróżniejsze, dziwne teorie, o
których miałam wrażenie słyszeć po raz pierwszy w życiu. Były
nieprawdopodobne.
Podniosłam się niepewnie z posłania nie dowierzając w to wszystko. Poza
tamtymi wspomnieniami czułam totalną pustkę w głowie. Jakby ktoś wyprał
mi mózg i kliknął przycisk "delate" na mojej pamięci. Otworzyłam szeroko
jedno skrzydło szafy i zaczęłam przeglądać znajdujące się tam ubrania.
Moja dłoń badała po kolei każdy z materiałów w nadziei, że cokolwiek
sobie przypomnę. Nic. Pustka. Chwyciłam za jeden z wieszaków wyciągając
razem z nim fioletową sukienkę. Przyłożyłam ją do siebie. Sięgała trochę
nad kolano. Spodobała mi się dlatego postanowiłam ją założyć, oraz
znaleziony do kompletu płaszcz i czarne rękawiczki.
Opuściłam pomieszczenie szukając łazienki. Na szczęście z łatwością ją
znalazłam. Mieszkanie nie było duże, dzięki czemu nie odczuwało się tu
wielkiej pustki. Pomimo tego, że znajdowałam się w nim tylko ja. Gdy
tylko się przebrałam wyszłam z domu. Bez jakiegokolwiek jedzenia.
Czułam, że nie byłabym w stanie niczego przełknąć.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi wyjściowe uderzył we mnie chłód
poranka. Pogoda była już nieco ładniejsza niż w momencie kiedy wstałam,
jednak z chmur nadal opadały pojedyńcze kropelki wody, a mgła choć
słaba, unosiła się nad asfaltem kilka metrów przede mną. Zapamiętując
aktualne położenie, oraz okolicę ruszyłam przed siebie. Każdego mijanego
człowieka obdarzałam długim, badawczym spojrzeniem. Wszyscy wydawali
się być jacyś inni. Niektórzy szczególnie się wyróżniali. Głównie swoim
zachowaniem. Czułam się tym wszystkim zdziwiona i otumaniona.
Nagle tuż przede mną wyrosła sylwetka jakiegoś człowieka. Pojawił się
tak niespodziewanie, że nie zdążyłam się zatrzymać. Weszłam w osobnika
popychając go lekko a sama omal się nie przewróciłam. Tą osobą okazał
się wyższy niż ja, ciemnowłosy chłopak o asymetrycznej grzywce. Bladą
twarz o lekko zarysowanej linii szczęki zdobiły wąskie usta, a czerwone
oczy z żółtą pigmentacjią przyciągały spojrzenie. Oszołomiona
wpatrywałam się w niego przez chwilę zanim zdecydowałam się cokolwiek
powiedzieć.
< Evan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz