poniedziałek, 3 października 2016

Od Azusy - Do Andree

Za oknem deszcz, a ona, ona przy mnie […].  Dobra w tym przypadku to „on” przy mnie siedzi, a raczej mieszka ze mną więc brak styczności choćby przez jeden dzień był prawie niemożliwy. Co dzień wstawał wcześniej pewnie tylko po to by mnie zrzucić z łóżka, bo przecież to takie zajebiście wciągające zajęcie. No nie ważne! Nie miałam w zamiarze boczyć się na niego przez wieki za ten jeden wybryk na Bitwie Grupowej za który i tak mam zamiar się zemścić i wcale nie mam tutaj na myśli focha! W pierwszy dzień po BG, tak około godziny dziesiątej miała stać się rzecz, która była moją codzienną poranną rutyną, o której wspominałem już wcześniej. Andree? Nie wiem czy o mnie zapomniał czy po prostu stwierdził, ze nie będzie się fatygował, ale tym razem nie zawitał w moich zacnych komnatach. Standardowo podniosłem się do siadu i spojrzałem w stronę drewnianych, ładnie wykończonych drzwi. Blade nogi dotknęły zimnych paneli, a towarzyszący przy tym zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Kroczyłem niczym baletnica po podłodze w kierunku wyjścia z tego pomieszczenia. Długie szare dresy ciągnęły się za mną przy okazji dając niezły poślizg (kiedyś przez to stracę przednie zęby).
-Jest moja księżniczka! - wychyliłem miętowy łepek zza framugi drzwi i zerknąłem na siedzącego chłopaczka, który tym razem siedział jeszcze w piżamce, bez cylindra i ogólnie tego swojego „książęcego” ubioru. Chyba pil herbatę, standardowo czarną, bo przecież o żadnej innej nie było mowy. - Jakie święto dzisiaj mamy, że łaskawie nie zwaliłeś mnie z łóżka? - podrapałem się po karku, dodatkowo skupiając swój wzrok tymczasowo na promieniach słońca wpadających przez lekko odsłonięte okno. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, nie zaszczycił mnie nawet swoim zacnym spojrzeniem, a ja nie należę do ludzi cierpliwych. Co zrobił Azuska? W oka mgnieniu chwycił za białe, stylowe krzesło i jednym zgrabnym ruchem pociągnął je tak, by ten maluszek spadł dupskiem na twardą podłogę. Hehe combo! Jeszcze oblał się swoja herbatką~
Chyba nie zdążył odpowiednio zareagować, nie wiedział czy skupić swój wkurwiony wzrok na mnie czy na kompletnie zaplamionej piżamie. Spojrzenie rubinowych tęczówek przeszyło jego mądrą główkę i chociaż w nich widać było delikatną nutkę nienawiści, to szeroki banan na ryju mówił całkiem co innego.
-”Jeśli upadniesz, ja zawsze będę” ~Podłoga – zacytowałem gestykulując swoimi łapkami co mam na myśli.
-Ale ty jesteś śmieszny, Garay. - warknął i choć widziałem, że ma wielką ochotę wstać i jebnąć mi tym krzesłem, to chyba fakt, że posiadał więcej zdrowego rozsądku niż ja sprawiła, że zrezygnował z tego nikczemnego czynu. - Kiedyś przejedziesz się na tych swoich żartach, poza tym miałem cichą nadzieję, że obrazisz się za ten wybryk na Bitwie Grupowej. - podniósł się z podłogi i odstawił filiżankę na blacie. Hehe, jego wzrok mówił teraz coś w rodzaju: „sprzątasz to Azusa i nie obchodzi mnie to, ze nie potrafisz posługiwać się miotłą.”. No już lecę. To on jest tutaj perfekcyjną panią domu, a nie ja.
-Oh jak mi przykro, ze jednak się nie obraziłem. Po za tym to potem będziesz jęczeć, że „wcale mnie nie obchodzisz” - kłapałem łapką na znak jego bezsensownej paplaniny, plus jeszcze przewróciłem oczkami. - A przecież ja się tak staram! Moje kokoro krwawi kiedy mnie tak od siebie odpychasz, Andree~- kiedy ten grzecznie mył małe naczynko w zlewie, ja podszedłem do niego od tyłu, zarzuciłem chudą rękę na jego kark i słodko szepnąłem mu jego własne imię do ucha. Nie wiem czy się speszył, czy był bardziej zdenerwowany, ale bardzo szybko odskoczyłem, by uchronić się przed mocnym plaskaczem w twarz. Haha… kogo on chce zaskoczyć? Swojego Bliźniaka? Jednak nie jest taki błyskotliwy jak mi się wydawało.
[…]
Nadszedł wieczór. Nie będę wam zdawał relacji z całego dnia, ponieważ nie działo się nic specjalnego. Ogólnie doszedłem po grubszych przemyśleniach do wniosków, że mój współlokator nie obudził mnie, gdyż mieliśmy w ten dzień wolne. Brawo Azusa, ty to jednak jesteś naprawdę genialny. Od naukowców dowiedziałem się mniej więcej, że dziś wieczorem w jakimś tam klubie (tutaj wstawcie sobie nazwę, której Azusa nie był w stanie spamiętać, chociaż składała się z uwaga, uwaga… czterech liter! Wooo~ ) będą mieli spotkanie jacyś napakowani kolesie, którzy nie koniecznie byli w stanie współpracować z tamtejszą ochroną. No nic dziwnego kiedy to są faceci, któych bary są przynajmniej cztery razy takiej wielkości jak moje. Jakby mnie złapał tymi ogromnymi łapskami to złamałby mnie w pół… ekhem… oczywiście pomijając już to, że kompletnie nie mają szans z osobami mojej rangi~ (uważaj Azu, bo popadniesz w samouwielbienie). Zabrałem Andrzeja i o godzinie wpół do 21 wyszliśmy za teren ośrodka. Hehe, fajnie jest być takimi Theta'mi,b o w sumie pozwalają ci na wszystko. Podpaść takiej osobie to musi być przesrane naprawdę. Nie polecam, Azusa Garay. Przez pół naszej „podróży” nie odzywałem się do tego krasnala. Nie wiem, ale jakoś nie czułem wewnętrznej potrzeby. Skoro on twierdzi, że ja się nim nie przejmuje i takie tam pierdoły to niech sobie naprawdę zobaczy co to jest ignorancja, przy okazji ja nie będę z tym miał najmniejszych problemów.
Przez pół wieczoru prawie nic się nie działo, ale muszę przyznać, ze ciałka tych osiłków wywierały na mnie pewną presje. Zerkałem spod byka na obwód ich mięśni, stojąc sobie obok drzwi wejściowych. Ciekawe jak dużo syntolu muszą sobie wstrzykiwać by mieć takie buły.
-Ej mały knypku! - już słyszałem, ze po samym tym zwrocie Andree nie będzie zadowolony. Oho oni chyba nie wiedza do czego ten „mały knypek” jest zdolny podczas walki. Zerknąłem tylko kątem w jego stronę, aczkolwiek młodsza Theta i tym razem tego nie zauważyła. Byłem ciekaw jego reakcji, w dodatku nie pomyliłem się co do tego jak szybko wyprowadza go z równowagi. Potem zaczęli się śmiać, ze on pewnie abstynent, bo taki mały, pewnie nie jest pełnoletni i z nimi nie wypije, a na koniec wyciągnęli najlepszy argument typu: „No jak to?! Z nami się nie napijesz!?”. No wtedy to już Andrzej pękł i musiał im pokazać kto tu kończy chociaż pewnie sam nigdy nie miał sake w ustach. Co za koleś, jego nawet na misji trzeba niańczyć bo coś zepsuje, pobije, stłucze, zepsuje…. I wszystkie inne synonimy tego słowa. Mogę powiedzieć, że w tej chwili znalazła się między młotem a kowadłem bo czterech ogromnych goryli okrążyło go z każdej strony. Najpierw jeszcze go tam trochę podpuszczali po czym podali mu specjalny kieliszek w kształcie stożka. Byłem przekonany, że to zwykła sake dopóki mnie nie olśniło. Wbiłem, dosłownie wepchnąłem się między tych kolesi i wyrwałem kieliszek niższemu koledze uprzednio troszkę wylewając na podłogę.
-Ej ludzie! Sami widzicie, że to jeszcze dzieciak, takie to małe, że uchleje się jednym łykiem i tak słabej sake! - zachichotałem teatralnie unosząc dłoń jeszcze wyżej by Theta nie mogła już nic zrobić.
-Azusa! Co ty robisz! Oddawaj mi to! Dlaczego ty zawsze wszystko psujesz, bawi cię dokuczanie mi!? - wyraźnie wkurzony Andree stanął i spojrzał na mnie spod byka. Oh co za uroczy widok. Mógłbym go tak uroczo denerwować codziennie, gdyby nie to, ze czasami kończyło się to połamanymi żebrami, krwotokiem z nosa czy z innych części ciała. Parsknąłem głośno śmiechem wypijając całą zawartość kieliszka, wytarłem mokre od alkoholu usta i zerknąłem bardzo figlarnie na cała pozostałą zgraję.
-No… to może ja teraz panom pokażę, gdzie są drzwi, ewentualnie okno jeśli sobie życzycie. - wskazałem palcem na ogromne drewniane wyjście. Rubinowe oczy tak mocno utkwiły w ich spojrzeniach, że niemal słyszałem przełykanie śliny. Tak samo szybko jak tu przyszli tak tez się ulotnili, a Andree? Miałem wrażenie, że zaraz wydłubie mi oczy.
-Azusa! - w jednej chwili złapał mnie za kołnierz koszulki i jednym zgrabnym ruchem ściągnął do swojego poziomu. - Jak mogłeś mi to zrobić! Skompromitowałeś mnie! - zaszklone oczy i te łzy, które chciały stanowić ujście negatywnych emocji zbierały się kącikach jego oczu.
-Nie jęcz. Jesteś taki naiwny, że nawet jak ktoś by cie chciał skrzywdzić to byś tego nie zauważył, dzieciaku. - wyrwałem się z jego uścisku, by za chwilę stanąć w drzwiach prowadzącej do toalety. - Zaraz się zbieramy, poczekaj na mnie. - mruknąłem nie dopowiadając już więcej, czułem jak tracę panowanie nad językiem, nad całym swoim ciałem. Sake się odbarwiła, czyli wsypali tam jakąś truciznę. Gdy tylko dane mi było wejść do toalety, od razu oparłem się dłonią o ścianę wyłożoną kafelkami, głowę zwieszając w dół. Głośno oddychałem łapiąc każdą, nawet najmniejszą dawkę powietrza. Nie zajęło mi dużo czasu osunięcie się zupełnie na podłogę. Oto sposób jak szybko wyeliminować naiwną i głupiutką Thete z gry. Czy ja będę musiał go wiecznie niańczyć?
-Ale z ciebie… głupek.. - wychrypiałem zaciskając dłoń na materiale swojej turkusowej koszulki w miejscu gdzie formalnie znajdowało się serce, a już z a moment mój kontakt z światem urwał się całkowicie….

[ Andree?  Takie średnie bym powiedziała, ale chciałam poruszyć taką akcje~]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz