czwartek, 7 lipca 2016

Od Tary - C.D Natsume

Tara uderzyła o podłogę. Na lewym policzku miała ślad po mocnym spotkaniu pięści z jej twarzą. Pomasowała go zaciskając zęby.
- Jesteś nikim, rozumiesz? Żyjesz na moim utrzymaniu, jeszcze masz prawo narzekać? Przez to, że twoja matka umarła teraz ja muszę pilnować takiego smarkacza jak ty. Wiesz czemu się ciebie nie pozbędę? Bo narobiłbym sobie tylko więcej problemów- splunął na nią. Oczy mężczyzny były pełne gniewu. Nie specjalnie zareagowała. Była już do tego przyzwyczajona. Potarła obolały policzek i wstała. W końcu można mieć dość. Ona już miała.
- Jestem nikim…- powtórzyła, uśmiechając się nieznacznie- Powiedział facet, który chleje, gdy tylko może- warknęła.
- Zamknij się!- chwycił jej szyję, zaciskając na niej mocne dłonie. Czuła, że traci oddech. Chwyciła najbliższą rzecz. Okazała się nią butelka pełna piwa. Bez zastanowienia zamachnęła się, chciała po prostu się obronić. Uścisk szybko puścił, a starszy brunet wylądował na ziemi. Trunek mieszał się ze szkarłatem, spływającym po jego czole. Uspokoiła się szybko. Nie czuła żadnych wyrzutów. Nie czuła niczego.
- Mówiłam, że alkohol w końcu cię wykończy- mruknęła, odłożyła szklany tulipan i po prostu wyszła.
Ten sen kończył się jak zawsze. Trzaskała drzwiami i budzik zabierał ją z objęć Morfeusza. Teraz również otworzyła spokojnie oczy i wstała, zapominając o czymś takim jak głupi sen.
* * *
- Tara skup się, nawet się nie ruszyłaś z miejsca- Natsume podał jej dłoń, nawet nie zauważyła kiedy to się zaczęło. Korzystając z jego pomocy wstała dość szybko.
- Zanim się obudzi, możesz spróbować ze mną- Sora była gotowa wskoczyć na jej miejsce i pokazać Natsu, gdzie raki zimują. Jedna blondynka warknęła coś pod nosem i zacisnęła pięści.
- Nie- mruknęła, wiedziała, że tym marnym zachowaniem podczas treningu tylko się ośmieszyła. Nie zamierzała tego tak zostawić – Pokażę, co potrafię, wtedy ty wejdziesz- powiedziała dość stanowczo. Nie znała słowa: „ poddać się”. Ustawili się na swoich miejscach. Chłopak był bardzo groźny, nic dziwnego, że to on rządził plutonem. Ona nie atakowała pierwsza. Czekała na jego ruch. Przed twarzą Natsu pojawił się znak oznaczający osłabienie. Nogi szybko jej zwiotczały, padła szybko na kolana. Zmarszczyła brwi.
- Zrobisz coś w końcu czy będziesz tak patrzeć?- zignorowała ten komentarz. Do dyspozycji jako broń mieli kije. Nie mogli się w końcu za bardzo poobijać. Gdy tylko podszedł bliżej, teleportowała się. Wstała powoli podpierając się.
- Na co czekasz?- spytała. Za każdym razem, gdy tylko się zbliżał teleportowała się. Chciała go tak zirytować.
* * *
Już jakiś czas byli poza terenem ośrodka. To był najlepszy pomysł, aby nieco porozmawiać, poznać się. Skoro już byli w jednym plutonie powinni choć trochę się dogadywać. Tarze nie zawsze będzie to łatwe. Od razu to wiedziała. Była czasem zbyt kłótliwa i potrafiła złamać o jeden nos za dużo. Poczuła nieprzyjemny chłód, który sprawił, że zapięła bluzę. Spojrzeli porozumiewawczo na siebie. Musieli już wracać. Ulice były już o tej porze opustoszałe. Słońce też powoli chowało się za horyzontem. Kochała noc. Kochała tą ciszę, ten mrok, z którego może się coś wyłonić. Usłyszała szmer w ciemnej uliczce. Sprawił on, że się zatrzymała. Podkusiło ją, aby sprawdzić co to. Zawsze mógł być to zwykły kot albo inne głodne bezdomne stworzenie. To nie było jednak to. Czuła złowrogi wzrok na sobie.
- Tara idziesz?
- Dogonię was- odpowiedziała, wchodząc z pewnością w zakątek. Podkusiło ją. To źle. To bardzo źle, że ją podkusiło. Weszła głębiej.
- Och, Sikoreczka sama do mnie przyszła- usłyszała męski głos za sobą. Potem przeładowanie pistoletu. Nie miała gdzie uciec. Jednak to był jej najmniejszy problem. Poznała go. Te same rysy, jak we śnie, Tylko, nie zgadzała się blizna. Blizna po uderzeniu.
- Nicholas- mimo, że widziała go pierwszy raz, dobrze znała jego imię. Zaskoczył ją. Oczywiście nie było to pozytywne.
- Wiesz kochanie, przez kogo nie widzę na jedno oko?- wycelował w nią- Bingo.
Pluton Beta usłyszał strzał. Sprawiło to, że obydwoje się obrócili w kierunku dźwięku. Z zakamarka wyleciało kilka motyli. Ostatnie promienie słońca. To z nią skończyło. Czuła palący ból. Była za słaba by z powrotem się przemienić. Motyle szybko zmieniły kolor na żółć, rozpadły się.
A Tara? Ona już nie istniała.


< Prosz. Napisałam. kochani? >

1 komentarz: