Szczerze, nie wiedziałem, co zrobić, jak się zachować, zaakceptować czy
odrzucić zaproszenie. Gryzłem się z myślami, jednak ostatecznie
zgodziłem się, ale dalej nie byłem pewny. Taiga wydaje się być naprawdę
miłą osobą w przeciwieństwie do ludzi, których już znam, albo zdarzyło
mi się poznać. W końcu nadzwyczajnie mnie do niej ciągnęło, aż sam się
dziwiłem, że chcę z nią spędzać czas. Wstałem, wysilając się na uśmiech i
rozprostowałem skrzydła i ręce, wyciągając je w górę, po czym wbiłem
dłonie z powrotem w kieszenie bluzy. Ruszyłem spokojnym krokiem za
energiczną dziewczyną, przy okazji wpatrując się w jej długie, mleczne
włosy. Przeskakiwała z nogi na nogę z niesamowita lekkością, jakby nic
nie ważyła.
Poczułem jak moje źrenice się powiększają. Może również ma puste kości?
Ale jak to by się miało do jej mocy? Z tego, co udało mi się
zaobserwować, potrafiła ożywiać swoje rysunki. A więc jest Alfą. Lub
Gammą. Białowłosa nagle zatrzymała się i obróciła, spoglądając na mnie.
Gdybym się nie zatrzymał, wpadłbym na nią. Po chwili zmarszczyła nieco
brwi, jednak dalej się uśmiechała. Dopiero po tym zrozumiałem, że
przyglądam się jej od dłuższej chwili. Speszony odwróciłem wzrok i
zacisnąłem usta w wąska linię.
- Prawie jesteśmy - powiedziała i podniosła rękę, by wskazać cel naszej
drogi. Był po drugiej stronie ulicy... jakieś trzysta, może mniej
metrów. Wyostrzyłem więc wzrok i przyjrzałem się lodziarni bliżej. Nie
była duża, przypominała bardziej kawiarnię połączona z barem.
Przytaknąłem Taidze porozumiewawczo i przeszliśmy przez ulicę. Po tej
części chodnika zrobiło się tłoczniej. Zdecydowanie wolałem pustkę w
parku. Niezgrabnie obijałem się o innych, kiedy coś kazało i się
zatrzymać. Stanąłem na środku chodnika jak zamurowany i odcinając się od
każdego otaczającego mnie bodźca. Jedyne, co do mnie docierało, to ten
zapach i uczucie czyjejś furii, otulającej mnie jak zimowy koc. Zło i
nienawiść przepłynęły przez każdy mój mięsień, nerw i komórkę.
Nieprzyjemne uczucie coraz bardziej ogarniało moje ciało, aż osiągnęło
swój szczyt. Mrowienie i fala gorąca uderzyły tak gwałtownie, że zbrakło
mi powietrza w płucach, a przez głośny pisk w uszach poczułem jak do
oczu napływają łzy.
Kiedy mnie minął, a nieprzyjemne uczucie opuściło ciało, poczułem, jak
blokada ustępuje i, dalej z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami,
odwróciłem się w kierunku osoby, która nawet nie powstydziła się
zahaczyć o moje ramie. Wśród tłumu nie dało sie nie zauważyć czarnej,
skórzanej kurtki, na której plecach ręcznie naszyto naszywkę w martwym
ptakiem o jasnym upierzeniu. Izaak uśmiechał się chytrze, nie musiałem
nawet tego widzieć. Czułem jego niekończące się, szalone szczęście,
które charakteryzuje tylko tych chorych psychicznie sadystów. On
zdecydowanie się do nich zalizał, nawet bez niszczącego duszę uśmiechu i
szalonego spojrzenia, chowanego pod czarną czupryną. Dopiero, kiedy
znalazł się za rogiem następnego budynku, wypuściłem nabrałem powietrza w
płuca. Co on tutaj robił? Czego chciał? Na pewno nie znalazł się tutaj
przypadkowo. O nie, nasze spotkania nigdy nie są przypadkowe.
- Kaito, wszystko w porządku? - Usłyszałem ciekawski głos Taigi.
Odwróciłem się, by jej odpowiedzieć, ale od razu od niej odskoczyłem,
gdyż była nachylona tka, że mógłbym się z nią zderzyć.
- N-nie strasz mnie - zmarszczyłem brwi.
- Ja? - spytała sama siebie ze ściągniętymi brwiami, jednak w sekundę na
jej twarzy pojawił się ten znany mi już uśmiech, jakby chciała przez to
powiedzieć "Nieważne".
<Tai?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz