piątek, 24 czerwca 2016

Od Natsume

Chłód, ciemność i pustka… a właściwie to nicość, takie właśnie uczucia towarzyszyły mi przez ponad dwadzieścia lat. Nie sądziłem jednak, że byłby to nawet i rok, może miesiąc ale dwa... jednak nie dwadzieścia lat. Kiedy mnie wreszcie obudzili, zrobiło mi się przeraźliwie zimno, niedobrze i przede wszystkim trawiła mnie już na dzień dobry ogromna gorączka. To wszystko było chyba jakimś ‘’efektem’’ ubocznym bo tym ich eksperymencie? Znowu czułem się jak jakiś zwierzaczek, a konkretnie królik doświadczalny kiedy spoglądali tak na mnie z góry. Chociaż nie wiem czemu się tak czułem, nie znałem tego miejsca. Właśnie z góry… bo ja siedziałem na takim wielkim, metalowym stole który dodatkowo sprawiał, że było mi jeszcze zimniej. Byłem nagi, całkowicie nagi… ale nie musiało tak być, żebym się tak czuł, wystarczą ich spojrzenia. Nie znałem ich twarzy, nikogo, nie wiem nawet gdzie jestem. Czułem jedynie słabą obecność duchów, tylko je pamiętałem pod każdym możliwym względem. Mrugnąłem nadal nieprzytomny, starając się jakoś zasłonić, co mało dało i tak do mnie podeszli. Jedna z kobiet z maseczką na twarzy i dziwnym lekarskim kitlu, podeszła do mnie trzymając strzykawkę z ogromną igłą. Płyń w środku był czarny, czarny jak smoła. Odruchowo drgnąłem, odsuwając się do tyłu, im bliżej była ta kobieta, tym bardziej zaczynałem panikować. W pewnym momencie natrafiłem na krawędź stołu, wystarczyłoby się tylko odchylić i poleciałbym do tyłu. Dwóch mężczyzn, złapało mnie za ręce, w celu przytrzymania. Zacząłem się szarpać tak, że w końcu zleciałem i nawet oni nie uchronili mnie przed spotkaniem z twardą posadzką, jedynie nieco wykręcili mi ręce – świetni są. Zszokowani rozluźnili uchwyt na tyle, że chociaż jednemu z nich mogłem się wyrwać, zaraz mnie jednak znowu złapał. Kobieta uklęknęła przede mną i wbiła mi igłę w szyję, chciałem krzyknąć ale nie mogłem, odruchowo nawet przestałem się ruszać. Otworzyłem usta zdziwiony a z oczu zaczęły mi spływać łzy, sam nie wiem czemu.
‘’Przestańcie’’ to miałem ochotę powiedzieć, jednak nie mogłem. Kiedy kątem oka zauważyłem, że mają mi wstrzyknąć to coś w parę innych miejsc, znowu zacząłem się szarpać, robiąc sobie tym tylko krzywdę. Kobieta szybko wyjęła igłę odsuwając się zszokowana. W międzyczasie podbiegli do mnie kolejni mężczyźni, ponieważ tamci przestali sobie ze mną dawać radę. Powoli nie wytrzymywałem, byłem przerażony i za razem wściekły, wściekły że nic nie pamiętam, nie wiem o co chodzi. Dlaczego tutaj jestem, zrobiłem coś złego zanim się obudziłem? Jakimś cudem podnieśli mnie takiego szarpiącego się i położyli na stole, starając się przypiąć do stołu. Nie pozwoliłem jednak, odruchowo coś mi się podsunęło na myśl. Przede mną błysnął jasny, niebieski znak który odrzucił wszystkich do tyłu. W sumie siedmiu ludzi, pięciu mężczyzn i dwie kobiety uderzyło w ściany, uderzając za chwilę o podłogę. Na domiar tego, zacząłem ich miażdżyć kolejnym znakiem, spłaszczeni tak do podłogi, zaczęli wrzeszczeć z bólu. Na korytarzu zaczął wyć jakiś alarm, wręcz rozrywając mi uszy, przycisnąłem ich jeszcze mocniej i kiedy już z bólu stracili przytomność zostawiłem. W tym samym momencie do pomieszczenia wbiegli uzbrojeni mężczyźni, otaczając mnie. Nie miałem chyba innego wyboru jak się poddać, prawda? Pomimo tego, że stałem spokojnie, jeden z mężczyzn potraktował mnie paralizatorem w strzelbie. Krzyknąłem z bólu upadając. Już mieli do mnie podejść, kiedy tak z nikąd pojawił się Madara odrzucają połowę z nich ogonem, na pozostałych rzucił się z pazurami. Leżałem tak starając się zebrać, a obok mnie z każdej strony wylewała się krew z martwych ciał.
- Madara przestań! – krzyknąłem kiedy wszyscy wokół byli już drętwi i zimni.
Ogromny lis spojrzał na mnie, jego oczy były jeszcze groźniejsze niż zwykle, a pysk był takiego samego koloru jak wzory ozdabiające jego długie, szczupłe ciało.
- Przestań… proszę…
Dokładnie w tym momencie coś trafiło w lisa, przebijając jego ciało. Jego oczy straciły cały blask, a sam duch zniknął we mgle. We mnie również coś trafiło, poczułem jak odpływam i po chwili nie było już nic, znowu.

~Dwa miesiące później~

Szedłem korytarzem z grubym kotem na ramieniu, rozglądając się wokół. Madara coś żarł, brudząc moją koszulę, co postarałem się zignorować. Już mieliśmy dwie kłótnie tego ranka za sobą, trzeciej nie zamierzam prowadzić. Miałem w tym momencie inny, o wiele trudniejszy problem. Przez dwa miesiące siedziałem w odosobnieniu, ja i moje duchy za to co wyrządziłem po moim przebudzeniu. Powinni mnie zabić, jednak zgładzenie tak silnej sigmy byłoby dla nich trudne (skromność kurwa). Jednak musieli mnie w jakiś sposób ukarać, dzisiaj ktoś do mnie przyszedł i oznajmił, że mam do zapoznania się z nowym składem Sigm w którym jestem. Pluton B… ale to jeszcze nic złego. Najgorsze jest to, że mam zostać Kapitanem. Chociaż wątpię w to, Madara jak to usłyszał zaczął się śmiać i nawet mi powiedział, że kiedyś też miałem nim być i nawet nie dale mi spróbować bo zrozumieli, że to zły pomysł. Teraz pewnie będzie tak samo. Jednak nic, szedłem na spotkanie ze śmiercią. Podobno czekają na mnie trzy osoby, ciekawe z kim się nie dogadam już na starcie.
Na miejscu były jednak tylko kobiety, widocznie wstawanie o wczesnych godzinach dla kogoś musi być strasznym problemach. Spojrzałem kolejno na złotowłosą i białowłosą, już gubiąc język w gębie. Przez chwilę tak się w siebie wpatrywaliśmy, aż wreszcie ta druga zabrała głos.
- Będziemy tak stać i patrzyć się na siebie? – zapytała spokojnie, jej opanowana twarz mnie przerażała.
- Najwyraźniej tak – odpowiedziała druga – Jestem Tara Hampstead
- Sora Carter. A nasz Kapitan to kto?
- Natsume Takashi… - powiedziałem od niechcenia.
Nie wiem czy tym zdobyłem sobie u nich jakąś sympatię, ale nie byłem dobry w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi, z duchami to co innego.
- Fajny kot, mogę go sobie potrzymać? – zapytała Sora.
- Jasne. – podałem śpiącego teraz kota dziewczynie.
- Jaki grubas. – powiedziała przytulając go do siebie.
W tym momencie Madara otworzył oczy, wpatrując się w nią tym swoim wzrokiem. Nic jej nie zrobi, jedynie zacznie dziwnie gadać.
- Wydaje Ci się, to tylko futro – powiedział uśmiechając się.
- TO GADA! – dziewczyna puściła kota który walnął na trawę plackiem (jeb dzieckiem o bruk)
Prawie się chyba wydarła, jednak w ostatnim momencie udało jej się powstrzymać od tego. Madara za to nie mógł w dalszym ciągu trząsnąć się z tego i zamiast wstać, zaczął tłuc łapkami o trawę. Czasami był komiczny jako kot, nie mogę go sobie jednak wyobrazić takiego kiedy jest tym wielkim, złym liskiem. Uśmiechnąłem się odruchowo, czekając aż wstanie. Pewnie stalibyśmy sobie tak dalej spokojnie, jednak Tara zaproponowała nam udanie się na trening. Już chce przetestować nasze umiejętności? Nie miałem nic przeciwko temu, Sora też... więc co nam szkodzi. Zebraliśmy się i ruszyliśmy do ogromnego, przystosowanego pod umiejętności Sigm budynku. Dawniej podobno takiego nie było, jedynie dla tych ''normalnych'' Arcan, jednak poszli z czymś do przodu przez te dwadzieścia lat. W sumie nastawiłem się na małą publikę, jednak kiedy weszliśmy już do środka, trening odbywał akurat Pluton A. Nasze przybycie spowodowało, że cała drużyna Sigm spojrzała w naszym kierunku.



(Dobra nie wiem co dalej, Sora? Bo innych nie ma xd Albo ktoś z innej drużyny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz