piątek, 24 czerwca 2016

Od Hyou - C.D Raphaela

Co jak co, ale chłopaków z drużyny traktowałam jak kolegów i raczej to się nie miało zmienić, chociaż szczerze to... każdy miał w sobie coś ciekawego~ Oczywiście nie potraktowałam tego zbyt poważnie, ponieważ wiedziałam do czego zdolny był nasz Raphael i jakie historie potrafi wymyślić. Gdy Leo przeniósł się do pozycji siedzącej, położyłam się na brzuchu, przy tym opierając podbródek o jego uda. Kiedy moje palce delikatnie spoczęły na jego spodniach w tych okolicach (nie, to nie krocze, tylko uda), moje kocie uszy nieznacznie zadrżały. Raczej kapitan nie zwrócił na to większej uwagi, bo ciągle zakrywał oczy ręką. Czując, jak cisza powoli przejmuje kontrolę nad pomieszczeniem, moje ugięte nogi zaczęły pomału kołysać się do góry i do tyłu.
– Tak swoją drogą... to co oni znowu wymyślili? – rozległ się donośny głos Raphaela. To niemalże cud, że nie umieścił w swoim pytaniu żadnego przekleństwa. 
– Trening, nie chce mi się... – ziewnęłam przeciągle, jedną ręką ocierając zmęczone oczy. 
– To mnie akurat nie dziwi – gdy uniosłam wzrok, bez problemu dostrzegłam zerkającego na mnie kapitana. Jak widać, nie tylko mi nie było spieszno gdziekolwiek iść. Poza tym, nie zjadłam jeszcze swoich tostów, o ile Raphael raczył mi je zrobić. 
Nagle wstałam z wyskokiem, łapiąc za tosta i odgryzając co najmniej połowę. Dopiero później Yuki uświadomił mi, że to jego:
– Hyou? – jego głos niepewnie zadrżał. 
Odkąd pamiętam, traktowałam tego chłopaka jak własnego brata, którego z resztą nigdy nie miałam. Jak mogłam odebrać bratu tosta?! Ojej, będę mieć takie wyrzuty. 
– Tak, tobie nie zrobiłem – westchnął Raphael, ukradkiem próbując ukryć za sobą pełny talerz. – W dodatku jesteś kobietą, powinnaś nam coś zrobić jeść... A teraz mnie przekonaj. 
– Śnisz. To twój dom! – powiedziałam, mimo że czułam się tu jak u siebie. Cooo? Ja i naczynia? Każdy, kto mnie zna, wie, że ta konfrontacja skończyłaby się źle. Jakimiś rozcięciami na skórze czy czymkolwiek innym. Gospodarz to był z niego nie najlepszy, ale cóż zrobić. 
Nie zamierzałam się z nim szarpać, choć to był mój pierwszy pomysł, który wymyśliłam. Z udawanym zadowoleniem stanęłam na baczność, po czym skierowałem się do jego kuchni. A co tam, trening poczeka, muszę coś zjeść, bo energii mi zabraknie. Na początku otworzyłam szafki: albo pustki, albo nic mnie nie zainteresowało. Dopiero w lodówce znalazłam mleko. Wyjęłam karton, biorąc duży łyk, a nagle zimna strużka cieczy spłynęła mi kącikiem ust, zostawiając po sobie biały, wilgotny ślad. Nim w ogóle zdążyłam odłożyć mleko, zostałam zawołana z drugiego pokoju. Tak się spieszyłam, że chłopcy nagle pojawili się przed drzwiami wyjściowymi, zakładając buty. Nie chcąc pozostawać w tyle, po prostu poszłam za nimi. 
– Dlaczego tak wystartowaliśmy? – zapytałam, wzdychając ciężko. 
– Skontaktowali się z Leo i rozkazali niezwłocznie pojawić się na arenie – wytłumaczył mi Yukimaru, za co byłam mu wdzięczna. 
Niestety nie mieliśmy czasu na to, by zajść po ostatniego członka drużyny, ale nasz kapitan wyrażał wielkie nadzieje ku temu, że Luka pierwszy zjawił się w wyznaczonym miejscu. Gdy stanęliśmy przed wysokim, szarym murem natychmiast pomyśleliśmy, że to koniec drogi i dotarliśmy. Raphael popchnął prędko wejście, pozwalając nam na wejście do środka. Druga drużyna Sigm już zabierała się do roboty, wychodząc z szatni. Prawdopodobnie naukowcy najpierw chcieli ich przebadać, tym samym dowiedzieć się czy są zdolni trenować. Hmm, doprawdy dziwne. Poza tym rzeczywiście ostatni członek drużyny był już na miejscu, stał pod murem.
– W końcu – odetchnął z ulgą. – Gdzie wy byliście?
– Zatrzymaliśmy się w domu Rafy – odparł Leo, a cała nasza drużyna kierowała się teraz w stronę szatni.
Dyskusja nie toczyła się zbyt długo, po prostu zrobiliśmy to, co nam kazali. Przy wejściu dostaliśmy specjalne stroje z jakimiś czujnikami, co było swoją drogą i ciekawe, i wzbudzające niepewność. Ważne, że były leciutkie i miękkie w dotyku. Szybko znalazłam swoją kabinę, aż pomyślałam, że wolę pochodzić sobie w bieliźnie, mamy przecież tyle czasu, że okrążyłabym te arenę dziesięć razy... Pewnie przesadzam, ale no... Ja uwielbiam tak chodzić... czuję się swobodnie, nic mi nie przeszkadza, a to, że komuś się to nie podoba to mało ważne. Zawziętość i upodobania tak bardzo~
Już za chwilę wybiegłam z kabiny pewnym krokiem, ubrana w koronkowy, czarny komplet bielizny. Cóż, mój Team dawno pogodził się z tym, że mnie stać na takie coś, więc chyba nie powinno im to przeszkadzać. Akurat zastałam kilku chłopców, którzy zdążyli się przebrać. W jednej chwili zwątpienia pomyślałam, że zwyczajnie każą mi się ubrać, z resztą jak zwykle... W ogóle nie rozumieją mojego stylu bycia. Oryginalnego, swoją drogą. Niech oni się rozbiorą, a zobaczą, że to przyjemne! No... tylko może w coś bardziej męskiego?
– Nya! – wydałam z siebie cichy, koci dźwięk, rozciągając się. – Macie ochotę mnie opieprzyć? – zaśmiałam się, doskonale zdając sobie z tego, że za chwilę dostanę naganę. No musiałam! Nie muszą być tacy sztywni, co? Raptownie zaczęłam skakać od kąta do kąta.
W razie czego, chciałam pobawić się w berka, bo przecież nie dam się złapać. Musiałam rozruszać nogi, w końcu trening to nie tylko walenie mocami w ścianę.

< Trochę nie miałam co napisać XD która odważy się dokończyć? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz