sobota, 8 października 2016

Od Lee - C.D Lou

Każde dotknięcie jej rozgrzanego ciała znacznie potęgowało moje pożądanie. Gdy już wszedłem w rytm, nie sposób mnie powstrzymać, a w obecnym momencie to już w ogóle nie znałem granic. Moje ręce błądziły wzdłuż jej gładkiego ciała, a usta co chwila schodziły z jej warg i składały pocałunki na szyi, piersiach. Wszystko trwało do pewnego czasu… aż ostatecznie moim stoperem okazała się podłoga oraz bardzo bliskie spotkanie z nią, które całkiem wyprowadziło mnie z rytmu. Na chwilę zawirowało mi w głowie i z powrotem poczułem na plecach chłód bijący od zimnych paneli. Jednak gdy uniosłem delikatnie powieki, starając się wrócić do rzeczywistości, zobaczyłem jak twarz Lou i moją dzielą zaledwie centymetry.
   – Lee! Nic ci nie jest? – zapytała, a ja rozkoszując się ciepłem jej oddechu, pozwoliłem sobie na chwilę milczenia. Potem pokręciłem głową i zmuszony do otarcia oczu, zabrałem ręce, które wcześniej spoczywały na jej jędrnych oraz dużych pośladkach. Emocje po tym bliskim spotkaniu z ciałem Lou wydawały się z wolna opadać i zanikać, jednakże nie ukrywam, że widok jej nagości znów zaczął mnie nakręcać.
   (...) Jakiś czas później, po kilku namiętnych pocałunkach, musieliśmy już trochę odsapnąć. Mimo że wcześniej wziąłem prysznic, czułem jakby gorąc i emocje wracały z powrotem, ilekroć woda by je zmywała. Jednak wiadomo, że wszystko kiedyś się kończy, dlatego powoli przygotowywaliśmy się do wejścia w krąg rutyny i wkrótce nasze ciała zapomniały o swojej wzajemnej obecności. Gdy Lou na długo zatrzymała się w łazience, ja sięgnąłem po bokserki, a następnie po wino leżące w barku. Dokładnie je obejrzałem dookoła, jakbym chciał tym odkryć jego datę i wykwintność, lecz ostatecznie stwierdziłem, że napiję się byle czego. Po prostu to była moja zachcianka w tej chwili. Wobec tego chwyciłem kieliszek z długą szyjką i objąwszy ją palcami, patrzyłem jak krwistoczerwona ciecz płynnie obija się o koliste ścianki naczynia. Zająłem kanapę. Wtedy w progu stanęła Lou, której ciało było kurczowo owinięte ręcznikiem. Nie mogłem nic odczytać z jej nieodgadniętego wyrazu twarzy.
   – Wybacz, musiałem. – Westchnąłem, biorąc kolejny łyk. Doskonale wiedziałem, że to nie spodoba się dziewczynie, która wiecznie stroni od alkoholu, ale to nie jest równoznaczne z tym, że nikt w jej otoczeniu nie może się raz na jakiś czas zrelaksować. Jednak Lou, mimo początkowego zniesmaczenia na mój widok, po chwili zbliżyła się w moją stronę oraz usiadła okrakiem na kolanach. Czułem, że wciąż była naga, więc kiedy od razu ta świadomość do mnie dotarła, nie próbowałem nawet powstrzymywać cisnącego się na moją twarz uśmiechu. W odpowiedzi, dziewczyna jedynie cicho prychnęła.
   – Spać mi się chce… – Ziewnąłem.
   – No po tym czymś to będziesz spał jak niedźwiedź. – Kiedy chwilowo zamknąłem oczy, poczułem, jak Lou delikatnie chwyci kieliszek i wyswabadza go z moich palców, jednak nie zatapia ust w czerwieni. Zamiast tego, odkłada ją na boczną półkę.
   – Domyśliłem się, że nie będziesz chciała się napić, ale żeby tak perfidnie mi odbierać to, co mi się należy? – Westchnąłem cicho, a moje dłonie zacisnęły się ponownie na pośladkach dziewczyny.
   – Podobno byłeś senny. No, raz dwa do łóżka. – Ponagliła mnie z cwaniackim uśmiechem, a gdy zobaczyła, że zbliżam się do łóżka, zgasiła światło. Stała dokładnie na tle świateł znajdujących się za nieosłoniętymi, wielkimi okiennicami, a kiedy widziałem jej pochłoniętą mrokiem sylwetkę, zrozumiałem, że Lou zdejmuje z siebie ręcznik. A to flirciara…
   Nie mogłem ukryć, że mój wzrok teraz podążał za jej najmniejszym ruchem. Moje żółte tęczówki intensywnie próbowały odgonić nieprzebitą ciemność, by zobaczyć choć fragment jej odkrytego ciała, jednak na próżno. Zrobiłem się senny dopiero wtedy, kiedy głowa Lou oparła się o moją klatkę piersiową, a jej jasne włosy rozlały się na mojej skórze. Uspokoił mnie jej równomierny uśmiech, i po chwili pochłonęły obłoki snu.
   (...) Obudziło mnie ciche, piskliwe skomlenie rozlegające się w całym domu. Dużo minęło, zanim zdążyłem się rozbudzić i sprawdzić, o co chodzi, choć z każdą chwilą, kiedy mój mózg zaczynał lepiej pracować, obawiałem się coraz bardziej. Postanowiłem nie przeszkadzać Lou, bo wydawała się tkwić w głębokim śnie, a ja nie miałem serca, by ją od razu szturchać. Sam wstałem z łóżka i od razu pospacerowałem ostrożnie w stronę źródła dźwięku. Shiloh leżał pod ścianą na wpół żywy, ale na jego małym ciele nie rozpościerała się żadna rana brodząca krwią. Chwilowo zamarłem, nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Mimo że otworzyłem usta, to nie wydobyło się z nich nic, co choć w połowie przypominało mowę. Potem ożywiałem, rzucając się w stronę zwierzęcia. Nie zwróciłem nawet uwagi na co, że Blanc była obok, jednak ona jedynie się przyglądała, a jej psie oczy wydawały się być pogrążone w smutku i rozpaczy. Nie wierzyłem, że mogli się pogryźć, tu chodziło o coś innego. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Dotknąć? Gdy tylko moje palce stykały się z sierścią mojego Shiloh’a, ten zanosił się głośnym piskiem. Bałem się, że go stracę… kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje.

(Lou?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz