Wstałem wcześnie rano, jednak łóżko było tak wygodnie i
niesamowicie przyciągające, że zostałem w nim do godziny dziesiątej. O
której to zwlekłem się z niego i ruszyłem w stronę łazienki, gdzie
wziąłem kąpiel która mnie odświeżyła i zrobiłem sobie szybkie śniadanie.
Przebrałem
się i usiadłem na kanapie gdzie rozmyślałem co by dzisiaj porobić. Po
kilku minutach doszedłem do wniosku, że chętnie zobaczę jak daleko sięga
nasza wolna przestrzeń.
Wyszedłem na zewnątrz gdzie
zlustrowałem horyzont który nie miał końca, spacer odpadł jako pierwszy
jako pierwszy, biegnąc też raczej skończył by się dzień zanim wróciłbym z
powrotem.
Pozostała trzecia opcja i zarazem moja
ulubiona. Stanąłem na środku chodnika i zacząłem się rozciągać, może z
boku mogło to wyglądać trochę dziwnie ale musiałem się skupić na każdym
fragmencie swojego ciała jeśli chciałem zrobić właśnie to. Skończyłem
około godziny jedenastej,
ustawiłem się jak do wyścigu po czym wykrzyknąłem:
- Nagareboshi
Poczułem
przyjemny dreszcz na całym ciele, aura wstępująca we mnie zaczęła
wibrować. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale jest to cudowne uczucie.
Ruszyłem na początku powolutku, następnie przyspieszyłem tak do połowy, a
przynajmniej dla mnie, bo obserwując w ciągu tej milisekundy miny
niektórych mijanych osób mogłem wnioskować, że było inaczej. Następnie
skumulowałem energię w stopach i opierając energię na płycie chodnikowej
(co swoją drogą nie było dobrym pomysłem) wyleciałem parę metrów nad
ziemię. Jedyne na co zwróciłem uwagę to owa płyta która rozbiła się na
kilka kawałków. Wylądowałem kilkanaście kilometrów dalej przenosząc
energię do kolan by się przez przypadek nie połamać nóg. Sądząc po
miejscu w którym się znajdowałem musiałem być nie daleko, gdyż stężenie
budowli nie było tu tak duże. Ponownie ruszyłem w wyznaczoną wcześniej
drogę. Postanowiłem przyspieszyć nie mogąc się doczekać spotkania z tym
czymś. Był to najgłupszy wybór podczas dotychczasowej obecności tutaj,
ponieważ dosłownie kilka sekund później bańka dała o sobie dość znacząco
znać "delikatnie całując" moje czoło. Jak się okazało kopuła po bokach
jest również hologramem. Całe szczęście poza olbrzymim guzem na środku
czoła ala jednorożec nic mi się nie stało. Wstałem co również nie
należało do mądrych rzeczy, ponieważ od razu runąłem na ziemię bez
myśli. Wstałem około południa, a dokładniej obudziły mnie otwierające
się nieopodal niewidoczne wejście. Poszedłem w tamtą stronę kierowany
ciekawością, w między czasie sprawdzając czoło z którego guz zniknął
dzięki pozostałej w ciele energii. Z tajemniczego miejsca została
wypchnięta dziewczyna około metr siedemdziesiąt z długimi czarnymi
włosami w białym odzieniu. Włożyła słuchawki w uszy i skierowała się w
kierunku sporego kamienia na który usiadła, sądząc po zagubieniu które
odczytałem z jej ruchów jest tu całkowicie nowa. Podszedłem do niej i
zacząłem mówić zapominając, że mnie pewnie nie słyszy. Ta otwarła jednak
oczy i widząc, iż poruszam ustami zdjęła słuchawki i zapytała:
- Kim jesteś?
Nie zdążyłem się odezwać zanim dodała:
- Mam nadzieję, że nie kolejnym naukowcem ! - z pełną nadziei miną.
- Nie nie nie - zacząłem zaprzeczać machając rękami
- Ja jestem Hiro i również dołączyłem tu zaledwie kilka dni temu.
- W porządku, jestem Koharu i nie potrafię znaleźć swojego brata - zrobiła smutną minkę
- Pomożesz mi ? - zapytała wpatrując się we mnie tym maślanym wzrokiem któremu mało kto potrafi się oprzeć.
- No dobrze, chodźmy do miasta, może gdzieś tam go znajdziemy. - odpowiedziałem
[Koharu?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz