niedziela, 28 sierpnia 2016

Od Sory - C.D Enzo

Nie sądziłam, że tak niewielka rzecz może wywołać u (chyba) dorosłego chłopaka taki nagły płacz. No dobra to było kilka pojedynczych łez, ale mimo wszystko nie dam sobie wmówić, ze „coś wpadło mu do oka”, bo była to reakcja dosłownie wywołana tym kluczem i faktem, ze chciałam go choćby dotknąć, czy dowiedzieć się czegoś ciekawego. Jeszcze ta jego reakcja… po prostu bezcenna. Wiedziałam, ze mężczyźni to dziwne stworzenia, ale żeby tak wstydzić się tego, że się płacze? Nie należałam do osób bardzo uczuciowych, nie płakałam, a na mojej twarzy rzadko występował smutek czy inne emocje, ale kiedy już naprawdę były widoczne to chyba nie starałam się ich ukryć. Przynajmniej tak mi się wydaje….
-Tak bardzo się speszyłeś, że teraz wyjdziesz bez swojego swetra? Dajesz za wygraną wodny chłopczyku? - nie zważając na to, ze praktycznie był już po drugiej stronie drzwi frontowych, ponownie zaczęłam wymieniać się z nim dialogami. Usiadłam sobie wygodnie na kanapie zarzucając nóżkę na nóżkę i wlepiłam zamyślony wzrok w znikającą sylwetkę towarzysza. Naturalnie miałam świadomość, że gdy tylko wypowiem te słowa co wcześniej to on automatycznie przystanie i zacznie mnie słuchać, bo przecież jaki mężczyzna dałby za wygraną kobiecie.
-Jestem Enzo. - burknął cicho, przez co miałam wrażenie, że powolutku ta cienka nić trzymająca jego emocje w ryzach zaczyna pękać. Najwidoczniej bardzo zaczęło mu przeszkadzać, ze nawet nie racze zwracać się do niego po imieniu. - Po za tym dlaczego uznajesz, że wygrałaś „ten pojedynek”? - ostatecznie wszedł do mojego apartamentu i ponownie zatrzasnął za sobą drzwi.
-Skoro odpuściłeś…. To jak to mam inaczej nazwać? - tym razem już odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam w odkrywające prawie całą ścianę, duże okno. Ciemne niebo jakie przysłaniało teraz prawie niewidoczny, jasny księżyc… hmm… nie było w nim nic nadzwyczajnego, ale jednak ten widok w pewien sposób uspokajał mojego wewnętrznego ducha.
-Zawsze masz jakieś wytłumaczenie na przypadkowe zdarzenia? - przekręcił głowę, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę zniecierpliwienia, oh aż tak mu się gdzieś śpieszy? Nie odpowiedziałam mu na to, po co? Nie ma sensu, bo i tak miałam swoje wytłumaczenie, miałam wrażenie że chłopakowi odechciało się kłócić ze mną o jakiś mało wyjątkowy, przypadkowy sweter i po prostu wolał odpuścić, a to dokładnie to samo co „poddanie” się. Nie wiem na co on czekał, miałam podejść dać mu buzi w policzek i powiedzieć słodkie dobranoc? Jeszcze się taki nie urodził, który zasłużyłby na coś takiego z mojej strony. Odchyliłam głowę lekko do tyłu (bierzcie pod uwagę to, ze leżałam na kanapie) i zerknęłam w jego stronę lekko przymkniętym, niebieskim oczkiem. On również nie odezwał się już więcej, a wychodząc praktycznie w ogóle nie odrywał wzroku od mojego spojrzenia. Hmm, co takiego interesującego było w moich oczach? Były zimne… hihi.. to spojrzenie zimnej suki~
- Boisz się swoich słabości…- bardziej stwierdziłam niż zapytałam, a wiedząc, że chłopaka już tutaj nie ma i raczej nie ma możliwości by to słyszał powiedziałam swoje przemyślenia na głos. Myślę, że to była nasza wspólna cecha, ale to nie był strach, tylko raczej obawa, ze ktoś kiedyś wykorzysta to przeciwko mnie….
[…]
Nie siedziałam już długo mimo, że nie była jeszcze tak późna godzina. Dosyć szybko położyłam się spać, żebym znowu czasem nie zaspała, bo z łóżka wstać było ciężko. Rano obudził mnie budzić, czyli tak jak co dzień, te dni nie różnił się zbytnio od siebie, jednak dzisiaj… hmm wstałam o wiele żwawiej. Zegarek pokazywał 6:42… a ja już na nogach? O matko, coś chyba ze mną nie tak. Zerknęłam na lekko przysłonięte, ciemne zasłony… miałam wrażenie, że coś jest nie tak skoro nikogo z Sigm jeszcze nie widać na zewnątrz, a naukowcy nie dobijają się do moich drzwi. Przymrużyłam delikatnie oczy tak samo jak za każdym razem kiedy spodziewałam się czegoś nieprzyjemnego. Nie wiem dlaczego, ale pewne przemyślenia skłoniły mnie do tego by ubrać się w zastraszającym tempie, uczesać się i uszykować, a następnie wyjść i udać się jak najszybciej do głównego budynku wszystkich naukowców. Zanim jeszcze weszłam przez duże, obrotowe drzwi, w oczy rzuciło mi się coś błyszczącego. Jeden z mniej przeze mnie lubianych naukowców trzymał mały, złoty kluczyk w ręce i przewracał go między dwoma palcami. Co to ma znaczyć, czyżby znowu wpadło mu w ręce małe pudełeczko, które odpowiedzialne było za wszystkie czipy jakie posiadały w sobie Arcany na terenie Rimear. Nie ładnie~
Nie zamierzałam zwracać na siebie jego uwagi więc po prostu podbiegłam dyskretnie od tyłu i w odpowiednim momencie wybiłem się tak by przelecieć nad mężczyzną i przy okazji wydobyć z jego dłoni kluczyk. Był lekko zaskoczony, no nie powiem.
-Sora… co ty… to jest kradzież!
-To nie jest twoje. - zwiesiłam rzecz na sznurku tuż przed jego twarzą, ale kiedy zamierzał wyciągnąć dłoń: bardzo szybko schowałam kluczyk do kieszeni.
-Ty mała.. - już chyba miał zamiar coś powiedzieć, ale kiedy zobaczył mój lodowaty wzrok: od razu umilkł. I tak wiedziałam, ze w głowie puszcza wspaniałą wiązankę słów na mój temat, nie musiałam nawet zgadywać jakich. Na pewno się kiedyś na mnie zemści za to, ze odebrałam mu zabaweczkę.
[…]
Nie wiem dlaczego, ale jak najszybciej chciałam znaleźć tego chłopaka. Myślę, że bez tego kluczyka zrobiłby sobie krzywdę, sobie i przy okazji kilku innym osobom. Szukałam wszędzie! No dobra.. prawie wszędzie, ale można uznać, ze była to większość ośrodka. Tylko dlaczego tak genialna osoba jak ja nie wpadła wcześniej na pomysł, żeby zajrzeć do jego apartamentu i w sumie to powinnam od tego zacząć.
-Cholerny dzieciak, nie potrafi nawet dbać o swoje rzeczy… - warknąłem pod nosem mając nadzieje, że nikt oprócz mnie tego nie słyszał. Odnalezienie i włamanie się do jego apartamentu zajęło mi może jakieś 20 minut już pomijając nawet sam fakt, że najdłużej zeszło mi na szukaniu właściwego piętra niż na samo szukanie odpowiedniego pokoju. Czym prędzej otworzyłam drzwi, które na moje szczęście (lub nie) były otwarte. Co on? Nie boi się, że ktoś mu zrobi krzywdę? Chociaż… na dobrą sprawę jedynymi ludźmi, którzy mogliby mu zrobić krzywdę byli naukowcy, którzy z kolei i tak mieli dostęp do wszystkich apartamentów znajdujących się na Rimear i mogli sobie robić co chcą. Chłopak siedział sobie w ciemnym pokoju na podłodze, tak jakby podbierał ścianę. Potraktowali go prądem. Był omamiony i nie za bardzo wiedział co się dookoła niego dzieje, ale pewnie czuł coraz bardziej narastająca złość. Przecież to myśląca istota i nawet jeśli użyli czipa, żeby go unieruchomić, to nie odbiorą mu świadomości, ze stracił coś bardzo ważnego. Ukucnęłam sobie powolutku przed nim, wyciągnęłam kluczy, który krył się w wewnętrznej kieszeni mojego płaszcza i zwiesiłam go przed samym spojrzeniem Enzo.
-Nie powinieneś go nosić na szyi… - mruknęłam cicho widząc jego zdziwione spojrzenie. Chyba nie wiedział co w tej sytuacji powiedzieć, bo miałam wrażenie, że zapomniał jak poprawnie składa się zdania. - Dlaczego ci go zabrali? Rzucałeś się? - zadałam kolejne pytanie tym razem już siadając na podłodze tak, żeby wyrównać z nim wzrok.

( Enzo ? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz