sobota, 27 sierpnia 2016

Od Satoru

Obudził mnie stłumiony szum telewizora. Zanim w pełni otworzyłem oczy i włączyłem myślenie, zarejestrowałem, że dopóki ledwo kontaktuję to dźwięki są przeze mnie tylko częściowo odbierane. Innymi słowy, byłem zwyczajnie zaspany i gdyby nie fakt, że tamtego wieczoru zapomniałem wyłączyć tego ustrojstwa, to najprawdopodobniej dalej bym spał. Bo co mam do roboty? Wstanę, wyjdę na miasto i zacznę narzekać na robotę innych. Tak, to mój plan na dzień. Prosty do zrealizowania, prawda?
   Omackiem zacząłem wędrować dłonią po miękkiej kołdrze w poszukiwaniu pilota, a gdy tylko poczułem plastik, z którego jest zbudowany, złapałem go, podniosłem na wysokość dekodera i na tym skończyły się szumy i uciszone dialogi postaci w telewizorze. Potem moja głowa przekręciła się w kierunku zegarka elektronicznego; wyryte kilka pikseli wskazywało godzinę jedenastą, więc najwyższa pora, by zerwać się z łóżka. Kolejne parę minut postanowiłem wykorzystać na ogarnięcie się, ale okazało się to niezbyt czasochłonne: wszedłem pod prysznic, potem ubrałem się w czyste rzeczy, ale z mojej głowy wciąż nie schodził hełm drapieżnika szablozębnego. Nie to, że się nie dało – ja po prostu nie chciałem. Czułem, że mnie zasilał, albo to były tylko moje domysły, które za sprawą intensywnych wierzeń mogły stać się prawdą. Po jakimś czasie dźwięk otwieranych drzwi wyprowadził mnie z apartamentu, a winda pomogła dotrzeć na sam dół, bym potem mógł zostać pochłonięty przez nowoczesną, “formalną” atmosferę. Chwilę później moją twarz oświetlały promienie sztucznie górującego słońca. Na pierwszy rzut oka nie widziałem niczego, co mogłoby przyciągnąć moją uwagę, dlatego przez większość czasu bezsensownie kręciłem się wte i wewte. Aż do momentu, kiedy nie natknąłem się na grupkę dzieci kopiących do siebie piłkę. Nie mogły mieć więcej niż dwanaście lat, a ponadto uśmiechały się jakby nie robili tego od lat i sprawiało im to ogromną przyjemność. Nawet nie zauważyłem, kiedy moja twarz wykrzywiła się w niezrozumieniu. Ale nie ukrywałem, że takie młode pokolenia pojmowałem o wiele bardziej, niż dorosłych czy choćby ludzi w moim wieku. Po prostu nie mieli tyle problemów, zwracali uwagę na zabawę i wiedzieli jak to jest być dzieckiem. No co jak co, ale nawet ja często zachowywałem się jak taki rasowy bachor, ale dzieciństwo naprawdę dobrze mieć i fakt, iż ja nie pamiętam już swojego, sprawia, że staje się zazdrosny.
   Jako zwykły spacerowicz nie rzucałem się w oczy i pozostawałem w cieniu, dopóki pod moje nogi nie poturlała się twarda, lekko pobrudzona piłka. Spojrzałem na nią chwilę z zamyśleniem, a później przewróciłem wzrok na zniecierpliwione, spocone twarze młodych sportowców. Szybko nie zamierzałem wykonać tego ruchu, więc zamiast niego po prostu włożyłem ręce do kieszonek spodni, a moją twarz przeciął cwany uśmieszek. Wtedy spośród małego stowarzyszenia miłośników piłki nożnej wyszedł dzieciak, który szczerze mówiąc wyglądał mi na ich przywódcę. Jeśli to tak można w ogóle nazwać.
 – Oddaj nam to! – wykrzyknął, a jego pulchniutką twarz zniekształcił gniew.
 – Dam ci cukierka, chcesz? – Zacząłem grzebać w kieszeni, na pozór szukając kilku łakoci, których naturalnie nie było. A jakbym jednak się mylił, to i tak paląca temperatura zdążyła je rozpuścić. – Chociaż jak na ciebie patrzę, to wydaje mi się, że wystarczy ci cukierków. – W tym momencie uklęknąłem, by być na równi z małym obywatelem Rimear. W odpowiedzi poczułem jedynie miażdżący ból; zdenerwowany dzieciak wręcz skakał mi po stopie, przy okazji swoim piskliwym głosikiem grając irytującą symfonię na moim układzie nerwowym. Oczywiście nawet na mój wandalski umysł, oddanie im piłki było tylko kwestią czasu. Cóż, potrzebowałem małej rozrywki na początek dnia. I wtedy młodziak prawdopodobnie zauważył mój grymas bólu na twarzy, bo powiedział jedynie:
 – Myślałem, że jesteś odważniejszy.
 No chyba nie myśli, że zacznę się z nim tu bić? Poważnie? Dwunastolatek nieznający życia na dwudziestolatka? Chętnie bym go pokopał, ale aż taki zły nie byłem. Chociaż prawdą jest to, że lubię kopać, ale leżącego. W tym przypadku postanowiłem, że nieco uświadomię moich małych towarzyszy.
 – Od­wa­ga to pa­nowa­nie nad strachem, a nie brak strachu, mój kochaniutki – wytłumaczyłem. – Poza tym nie wyglądasz strasznie. – Poczochrałem odrobinę jego włosy.
 – Jak będę większy to zmierzę się ze śmiercią. I wygram! I będę odważniejszy niż ty, Satoru – Wypiął dumnie pierś, a ja tylko uśmiechnąłem się niepewnie w odpowiedzi. Tak, znałem tego dzieciaka. Według mnie uchodził za dużego marzyciela, ale nic nie poradzę. To jeszcze dziecko, ale swoich decyzji może zacząć żałować od dziś. Niech zrobi to bez mojej pomocy… nienawidzę odbierać dzieciństwa. W związku z powyższym, zdecydowałem się tylko posłać mu krótkie zdanie, które może zanalizować nawet jego zapchany komiksami o bohaterach umysł.
 – Można nie lękać się śmierci, ale nie wolno do niej dążyć – powiedziałem i w tej samej chwili postanowiłem oddać im piłkę, rzucając ją daleko za grupkę.
 – Bzdury i bzdury. – Rzucił się w bieg za piłką, a moją odpowiedzią było jedynie zrezygnowane westchnięcie. Nie byłem z tego powodu przejęty, nie obchodziło mnie to.
 – Mały wypierdek… – skomentowałem szczerze. No cóż, ja z natury nie potrafiłem kisić w sobie emocji czy najnormalniej w świecie prawdy. Ona zawsze wyjdzie prędzej czy później, a ja należałem do tych osób, które wystawiają kawę na ławę.
 Ze względu na doskwierającą nudę, zostałem jeszcze trochę z tym gangiem dzieci. Przez dłuższą chwilę nie robiliśmy nic, oprócz ustawienia się w kółeczko i kopania do siebie piłki. Mogłem dziwnie wyglądać pośród tych skrzatów, ale jeśli mam wystawiać swoje wątpliwości na światło dzienne, to od dawna mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie ważne skąd; po prostu to wiem.
 Minęło zaledwie kilka minut, a pioruny runęły ze sztucznego nieba poszarpanymi smugami białego światła. Potem nastąpił kolejny błysk, i w akompaniamencie grzmotów zaczął lać rzęsisty deszcz. W okamgnieniu wszystko pochłonął mrok, a światła szyldów budynków zaczynały być naprawdę widoczne. Zostałem sam z piłką, podczas gdy dzieci rozproszyły się po całym ośrodku i śladu po nich nie było. Moje ciało przemokło do suchej nitki, tak jak ubrania. Wtedy odwróciwszy się, dostrzegłem tą samą sylwetkę tajemniczej osoby, której obecność czułem już o wiele wcześniej. To ona mnie obserwowała, czułem to. A teraz podchodziła do mnie od tyłu jak jakiś gwałciciel. No oczywiście teraz od przodu, bo zdążyłem się odwrócić.
 – Czemu, do cholery, mnie obserwujesz? – Ryk wichury zadudnił w moich uszach, ale zrobiłem wszystko, by w jakimś stopniu usłyszeć odpowiedź osoby. Niestety z tej perspektywy odróżnienie płci graniczyło z cudem, dlatego zwróciłem się do tego kogoś jak do zwykłego, internetowego anonima: – Jak chciałeś mieć mnie na wyłączność, to przecież bym odmówił. – Między tymi członami zdania zrobiłem małą przerwę, a gdy skończyłem swoją przemowę, zaniosłem się głośnym śmiechem, który w połączeniu z grzmotami i piorunami czynił ze mnie takiego mistrza zła.

(Ktoś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz