niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Lou - C.D Lee

Ta cała sytuacja niezbyt przypadła mi do gustu. Przede wszystkim takim tekstem to ten ciul może sobie zarywać do jakiegoś pustego plastiku, a nie do mnie. Niestety nie wie z kim ma do czynienia. Jednakowoż odpowiedź Lee przymknęła mu te wstrętne ustka na chwilę. Kiedy padła propozycja ze strony mojego towarzysza, kolega zaczął szukać wsparcia u swoich kumpli. Po chwili milczenia, jeden z nich wyszedł na przód. Był strasznie wysoki i miał dużo dziwacznych tatuaży. Nie wyglądał zbyt przyjemnie.
-Zagrajmy. Dwóch na dwóch. Jeśli wygramy panienka jest nasza. – Odparł grubym głosem. Wyglądał na ich szefa, który ratuje tyłki niezdarnym poddanym. Na słowo „panienka”, prychnęłam oburzona.
-A jeśli my wygramy? – Chwila, chwila z kim Lee zamierza grać w drużynie? Ze mną? Ale…
-Jeśli wygracie to sobie będziecie mogli zażyczyć, czego tylko chcecie. – Wielki facet wziął piłkę do kosza i zaczął odbijać powoli o betonową nawierzchnię boiska. Machnął na jednego ze swoich przydupasów i odwrócił się w kierunku środka placu. Lee pewnym krokiem wszedł na boisko. Ja stałam dalej, jak wyryta. Nie byłam zbyt dobra w te klocki, a gra rozchodziła się o moją głowę. Nie uśmiechało mi się przegrać i zostać zabawką tych tępych dryblasów.
-Lou, chodź! Pokażemy im co to znaczy prawdziwa gra w kosza. – Złote oczy spojrzały na mnie z błyskiem ekscytacji  widocznym w źrenicach.
-No idę, idę. – Mruknęłam nadal nie do końca przekonana, co do słuszności tego pomysłu i weszłam na boisko. Mam nadzieję, że Lee umie grać w kosza. I to na tyle dobrze, żeby pokonać tych dwóch bez mojej większej pomocy. Bo ja jestem dość bezużyteczna w tym temacie. Nagle usłyszałam głośny rechot za moimi plecami. To pozostała paczka dryblasów zanosiła się śmiechem. Śmiali się. Ze mnie. Tacy debile, jak oni nie mają prawa śmiać się ze mnie! Wkurwiłam się na dobre. Zapomniałam, że nie umiem grać w kosza. Ja im kurde pokażę.
-Lee! Niech po tym meczu wszyscy gryzą beton i płaczą, jak małe dzieci! – Rzuciłam nienawistne spojrzenie na szefa tej zidiociałej gromady.
-Żeby tylko. – Czarnowłosy zaśmiał się i wysunął na przód, by rozpocząć starcie.
-Jeszcze jedno. – Odezwał się Pan Wielki. -  Gramy do 10. Kto pierwszy zdobędzie tą ilość punktów, wygrywa.
Kiwnęliśmy głowami na zgodę. Mecz się rozpoczął. Na początku błyskawicznie znajdowałam się tam, gdzie ktoś z przeciwnej drużyny zawahał się z rzutem i wykorzystywałam wszelkie szanse, by odebrać mu piłkę, a następnie rzucić do kosza. Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała zdobyć punktów. Jednak skutkowało to tylko tym, że traciliśmy z Lee piłkę, ponieważ ani razu nie udało mi się trafić i wtedy, któryś z dryblasów zgarniał ją. Dlatego pozostałam przy zabieraniu piłki i podawaniu Lee. Mój czarnowłosy kolega natomiast grał niesamowicie. Kiedy tylko dostawał piłkę w ręce, wyczyniał z nią cuda. Robił efektowne uniki i zwody, a jego trafienia do kosza były zawsze precyzyjne i celne. Potrafił zrobić wsad i przy tym wszystkim uśmiech nie schodził mu z ust. Dodatkowo zauważę, że wyglądał przy tym wszystkim bardzo seksownie. Eh… Nagle wróciłam myślami do wcześniejszych wydarzeń, co skutkowało tym, że na chwilę się wyłączyłam z gry.
-Lou! Oni zaraz wygrają! – Lee wydarł się na mnie z drugiego końca boiska. Stałam pod ich koszem, a pod naszym oni próbowali zdobyć ostatni punkt. Z tego co było mi wiadomo, to aktualnie mieliśmy remis. Kurde, nie pozwolę im tego zrobić! Ale za nic  nie uda mi się im ot tak po prostu odebrać piłki. Rzuciłam się biegiem w kierunku tłumku pod naszym koszem. W głowie wciąż miałam ten płytki tekst o majtkach. A co jeśliby się na nich trochę zemścić? Błyskawicznie znalazłam się w pobliżu dwóch koszykarzy. Ich luźne i szerokie spodenki koszykarskie znajdowały się na idealnej wysokości. Hihi!
-Zobaczymy, czy wy macie dupy nie z tej ziemi… - Mruknęłam pod nosem i w tej samej chwili szarpnęłam gumki ich spodenek w dół, tak że po chwili znajdowały się na wysokości kostek. Moim oczom ukazała się para slipek. Jedne były różowe, drugie jasnobłękitne. Zaczęłam się śmiać. Tamci zastygli bez ruchu. Lee odebrał natychmiast piłkę i pobiegł pod drugi kosz, zrobił piękny wsad i zaczął się śmiać razem ze mną.
-Co wy geje jesteście, czy jak? – Zdołałam wypowiedzieć pomiędzy spazmami śmiechu. Zażenowana dwójka podciągnęła spodnie.
-Wygraliśmy! – Pokazałam im język i wzięłam piłkę, by odnieść ją do wózka z resztą sprzętu. Lee nadal nie mógł się pozbierać ze śmiechu. Odkładając piłkę, poczułam za sobą czyjąś obecność.
-Mała, przesadziłaś. Wcale nie wygraliście. To był cios poniżej pasa. – Rozpoznałam głos gościa, który zarzucił tym idiotycznym tekstem na podryw. Znajdował się bardzo blisko mnie. Przyparł mnie do wózka z piłkami i zbliżył usta do mojego ucha.
-Teraz pożałujesz tego maleńka. Twój kolega ci nie pomoże. – Szepnął, a ja poczułam jego oddech na mojej małżowinie usznej. Nie mogłam zareagować.  Nie wiem, dlaczego, ale nagle poczułam się taka słaba i bezbronna wobec tego mężczyzny, który był dużo większy ode mnie. Nawet porządny kop w krocze nic by tu nie pomógł. Nie mogłam też uciec. Byłam sparaliżowana.
-Moi koledzy zapewnili mu zabawę. – Uśmiechnął się obleśnie i boleśnie złapał moje nadgarstki.
-Ależ twoi koledzy są nudni… - Znajomy głos spowodował, że wróciła mi energia. Wyrwałam się z uścisku.
-ŁAPY Z DALEKA! – Wydarłam się i odepchnęłam nieproszonego kolegę, a Lee mi w tym pomógł łapiąc go za ramię i pociągając do tyłu.
-Nikt nie mówił, że gra ma być fair.- Czarnowłosy się uśmiechnął. – Skoro, więc wygraliśmy to przekaż swoim koleżkom, żebyście stąd wszyscy zniknęli, bo takie jest życzenie wygranych.
Mój niedoszły oprawca zerwał się i pobiegł w stronę reszty swych kumpli. Po chwili na boisku zostaliśmy sami.
- Co teraz? – Lee zerknął na mnie.
-Może nauczysz mnie rzucać porządnie do kosza? – Uśmiechnęłam się słodko.
[Lee?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz