niedziela, 26 czerwca 2016

Od Sebastiana - C.D Leo

Obudziłem się o 10:54. Gdyby nie zegarek leżący na stoliku nocnym umiejscowionym przy łóżku i  jego jarzącym się na zielono cyfrom trudno byłoby mi orzec czy obecnie był dzień czy też noc. Wszystko przez ciężkie kotary przysłaniające okno i padające przez nie promienie słoneczne. Zamiast wstać i zacząć dzień leżałem w łóżku jeszcze przez dłuższą chwilę. Nie chciałem wstawać. Wolałbym zaszyć się w tym mroku by nie musieć nic robić. Kompletnie nic. Może teraz wydaje się leniem ,ale nim wcale nie byłem, chodź ta cecha znajdowała się w każdym i to tylko od nas zależało czy pozwolimy jej wykiełkować by stała się piękną roślinką utrudniającą nam ruchy. Ale mniejsza. To nie mnie dane jest oceniać jaki jestem. Mogę uważać się za dobrego chodź tak naprawdę dla otoczenia będę istnym potworem bez serca. Położyłem rękę na czole wpatrując się ze zniechęceniem w sufit. Nie ciągnęło mnie do wychodzenia z domu i poznawania innych, ale nie miałem za dużego wyboru. Prędzej czy później naukowcy się mną zainteresują i wezmą na badania czy inne duperele. Westchnąłem zniechęcony. Kolejnym argumentem przeważającym na wyjściu z pokoju był głód, który ściskał moje kiszki wprawiając je w charakterystyczne drgania zwane burczeniem. Nie ociągając się ani chwilę dłużej wstałem, pościeliłem łóżko i w piżamie jaką stanowiły luźne dresy zszedłem do kuchni. Otworzywszy drzwi lodówki obejrzałem dokładnie jej zawartość, jakby uległa ona zmianie przez ubiegłą noc. Jajka...Mleko....Masło....
Zerknąłem do kredensu chcąc upewnić się czy był cukier i mąka. Gdy ujrzałem dwie pełne torebki uśmiechnąłem się. Czyli postanowione. Będą naleśniki. Zaklaskawszy z zadowolenia w dłonie przystąpiłem do przyrządzania ciasta. Starałem się by było jak najbardziej puszyste i delikatne.
***
Po obfitym śniadaniu szybko się ubrałem i wyszedłem z domu prosto na panujący na dworze skwar. O nie. Już żałowałem swojej decyzji dotyczącej wyjścia. Zamknąwszy drzwi na klucz szybko umknąłem w najbliższy cień jakim łaskawie obdarowało mnie drzewo. Listki wyglądały pięknie, dzięki promieniom słońca tworzyły mozaikę światła i cienia. Usiadłszy na szmaragdowej trawie spojrzałem na niebo...a raczej na kopułę, która je imitowała. Kto w ogóle zadecydował, że mam tu żyć? Bo ja na pewno nie. Nawet nie spytano mnie o zgodę. Gdy się obudziłem leżałem w łóżku w domu, który mieścił się w tej szklanej klatce.  A co gdyby tak stąd uciec? Wątpiłem by pośród tylu osób, które się tu znajdowały, zauważyli moje zniknięcie. Po za tym sam powinienem o sobie decydować, a nie ubrani na biało wariaci Lekko podburzony wstałem i otrzepawszy spodnie ruszyłem pewnym krokiem przed siebie. Mierzyłem wszystko dookoła wzrokiem. Przez słońce obdarowujące nas swymi promieniami nie mogłem użyć swojej Arcany, musiałem znaleźć inny sposób by zapewnić sobie jakiekolwiek szanse na powodzenie ucieczki. Po dłuższej chwili szukania podszedł do mnie jakiś mężczyzna o coś pytając. Nie wiedziałem czy to naukowiec czy też strażnik, nawet się zbytnio nad tym nie zastanawiałem ponieważ jedyne co przykuło moją uwagę w tym osobniku to pistolet przypięty do jego pasa. Wykorzystując pretekst zasłabnięcia usiadłem na ziemi mrucząc:
-Przepraszam to słońce strasznie dziś przygrzewa- Mężczyzna uklęknął przy mnie oznajmiając, żebym skierował się do cienia. Nie słuchałem jednak jego dobrych rad. Szybkim ruchem dłoni zakneblowałem mu usta podczas gdy drugą wolną kończyną przytrzymałem go za szyje. Po dwóch może trzech minutach stracił przytomność. Wolałem go nie zabijać. W razie nie powodzenia ucieczki na swoją obronę mogę powiedzieć, że nie uśmierciłem tego gościa. Zawsze będą patrzyć na to przychylniej. Zaciągnąłem faceta do cienia by nikt go nie zobaczył po czym wziąłem pistolet i zacząłem iść bocznymi ścieżkami w stronę wyjścia. A raczej w kierunku gdzie uważałem, że ono się znajdowało. Niestety nie wszystko poszło zgodnie z moim planem. W powietrzu rozniósł się wystrzał, który w tej ciszy wydawał się tak głośny jak uderzenie pioruna. Na moje szczęście pocisk przeleciał nad moją głową nie powodując, żadnych obrażeń. Skierowawszy spojrzenie w kierunku skąd został wystrzelony nabój ujrzałem drobną kobietę, znajdowała się jakieś 5 metrów ode mnie. Zanim zdążę do niej podejść będę już zimny i sztywny, nadający się idealnie na nawóz. Byłem zmuszony użyć Arcany. Użyłem marionnette d'ombre by przejąć władzę nad jej ciałem. Dzięki temu mogłem do niej podejść i szybko ją obezwładnić. Tej również nie pozbawiłem jej najcenniejszego skarbu jakim było życie. Dlaczegóż by robić wyjątki? Wystrzał jednak mógł kogoś zainteresować. Ruszyłem szybko w wcześniej obranym kierunku tym razem jednak ukrywając się i uważnie rozglądając na boki. Słysząc kroki dobiegające z bocznej uliczki przywarłem do budynku trzymając w dłoni pistolet. Spodziewałem się, że będzie to kolejny strażnik czy też naukowiec jednak myliłem się. Był to chłopak. Nim zdążyłem mu się dokładniej przyjrzeć już byłem przyparty do betonowego muru. Po chwili usłyszałem komendę:
-Rzuć broń, bo będę zmuszony odebrać Ci ją siłą…-Rzuciłem mu pogardliwe spojrzenie. Dlaczego stał po stronie ludzi, którzy nas uwięzili. Potraktowali jak zwierzęta? Po dłuższej chwili dokładnie przeanalizując swoją sytuację wypuściłem broń powodując, jej metaliczny brzdęk upadania na chodnik. Chłopak poluźnił trochę uścisk, jednak nie na tyle bym mógł się wyswobodzić. Nieznajomy po chwili spytał:
-Kim jesteś?
-Sebastian Trompeur-Odparłem po dłuższej chwili zwłoki.
-Alfa, Beta, Gamma?
-Po co ci ta wiedza?-Chłopak nie odpowiedział czekając na mą odpowiedź. Westchnąłem ciężko oznajmiając:
-Alfa
-Chodź. Przez ten twój wybryk będziesz miał nie małe problemy. I po co ci to było?- Westchnął zrezygnowany chłopak jakby sytuacja ta powtórzyła się już kilka razy. Przewróciłem oczami i ruszyłem we wskazanym kierunku. Czarnowłosy szedł za mną. Czułem na plecach jego spojrzenie, które analizowało każdy mój ruch. Po dłuższej chwili ciszy spytałem:
-Jak możesz robić to co oni ci każą?
-To nie twój interes-Skwitował chłopak prowadząc mnie do jakiegoś budynku. Miałem wrażenie jakbym tu już kiedyś był. 

(Leo :3 ?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz