niedziela, 25 września 2016

[Team 3] Od Hyou - C.D Kaneki'ego

Moja głowa, która powinna od dawna być przepełniona strategiami i pomysłami, do tej pory świeciła wielkimi pustkami. Nie miałam jednak żadnej motywacji, by zacząć myśleć nad wszystkim głębiej. Wokół nas nie panowała zbyt przyjemna atmosfera, każdy robił coś na własną rękę i jedyne, w czym się zgodziliśmy, to znaleźć budynek i tam przeanalizować wszystko jeszcze raz. Minęło sporo czasu, dlatego wiedziałam doskonale, że reszta drużyn od dawna próbuje sobie skoczyć do gardeł. Jednak kolejnej szansy od losu – gdzie miałam znów postarać się wymyślić plan działania – nie wykorzystałam. Zamiast tego, już przy pierwszej lepszej okazji zetknięcia głowy z miękkim materacem, oddaliłam się w otchłań snu. A co! Przecież to razem mamy nad tym polemizować.
   Kiedy otworzyłam powieki, przez wielkie okna przedostawał się blady blask słońca, który oświetlał nieco splądrowany pokój i przy okazji drażnił moje żółte tęczówki. Dopiero, gdy odzyskałam świadomość, mogłam sobie przypomnieć, że obudził mnie Kaneki. Anjika również dochodziła do siebie. Ukradkiem spojrzałam na leżący łuk, który wciąż nie miał swojego właściciela. No ja swój mam, więc tego wziąć nie mogę, to absurd.
   – Musimy zdecydować, gdzie pójdziemy i zacząć działać. Przydałoby się też jedzenie i picie oraz jakiś plan działania – powiedział białowłosy. O kurde, jaki on dzisiaj rozmowny. Jednak pierwsze co zauważyłam, to fakt, że niezbyt trafne jest planować następne miejsce pobytu, bo ta mapa jest nam całkiem nieznana, a ponadto wróg może czaić się gdziekolwiek. Mimo to, w głębi serca miałam nadzieję, że inne teamy wybrały sobie za szlak otwarty teren, bo kto bawiłby się cały czas w podchody?
   – Jedzenie i picie? Gdzie ty kolego chcesz to wszystko znaleźć? Tu nie ma na to czasu… Ej, może jeszcze sobie podwieczorek zrobimy? Taka ładna pogoda, słońce świeci, dwadzieścia trzy stopnie, można się opalić i nacieszyć tą chwilą. – Złączyłam ręce oraz powiedziałam to takim teatralnym tonem, że dołączenie do teatru byłoby skromnością. Ale mniejsza! Propozycja z planem działania wcale nie była taka głupia, ale niestety nie było w niej nic, oprócz tych dwóch krótkich słów.
   – Dobra ludzie… – Ziewnęłam i rozprostowałam się ociężale, rozciągając wszystkie swoje mięśnie, które przez dwa dni lenistwa przyzwyczaiły się do całkowitego braku adrenaliny. Brakuje jeszcze chipsów i coli, wtedy już bym wrosła w ziemię oraz czekała, aż każdy wzajemnie się “pozabija”, wtedy wyjdę z kryjówki i dobije ich jak taka Grażyna. – Anjika, twoje umiejętności znam, ale dalej niewiele wiem o Kanekim. Nawet po jego wczorajszej paradzie. – Odwróciłam się w stronę jasnowłosego chłopaka, który od razu spojrzał na mnie z minimalnym przepływem ekscytacji. Zapewne nie był zbyt chętny, by opowiadać o swojej Arcanie, ale powinien wiedzieć, że to dosyć niezbędne.
   – Słuchaj… nie mamy czasu na podchody. Każdy teraz pewnie zagląda we wszystkie kryjówki tej Areny, żeby kogoś znaleźć i udupić. Musimy się trochę ruszyć… – Ponagliłam, a kiedy w końcu zauważyłam, jak jego usta się otwierają, poczułam nieukrywaną ulgę, że ta dyskusja jednak zakończy się szybciej.
   I takim sposobem dowiedziałam się mniej więcej, jakimi umiejętnościami dysponuje nasz team’owy chłopiec. Jakieś macki, tworzenie nowych organów… słuchało się z lekka obrzydliwie, ale to nie znaczy, że żadna z jego mocy jest nieprzydatna. Na początku, słuchając go, myślałam nad tym, w jakich sytuacjach bylibyśmy w stanie połowę z nich zastosować, by – albo się ze sobą zsynchronizować – albo najzwyczajniej w świecie przeżyć. Tak naprawdę to w pewnym momencie nabrałam nawet minimalnych szans na to, że uda nam się bez większych uszkodzeń opuścić ten jakże dziwny wynalazek naukowców. A tam, złudne nadzieje nikomu nie zaszkodziły, ale mamy jeszcze cały piękny dzień…
   Gdy jednogłośnie zdecydowaliśmy, że zaczniemy swój spacerek po Arenie, opuściliśmy wcześniej zamieszkany budynek i ruszyliśmy… wprawdzie to w losową stronę. Żar lejący się z nieba odbierał mi niemal całą energię. I czułam się jeszcze gorzej, mając na sobie cholerne ubrania, których miałam nadzieję przy pierwszej okazji się pozbyć. Szybko także musiałam zmywać ze swojej skóry powstałe kropelki potu, które chyba teraz występowały w najmniej spodziewanym miejscu na moim ciele.
   – Ym… chyba się nie obrazicie, ale jest mi strasznie gorąco… – Wydukałam zmęczona, a następnie – bez jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony towarzyszy – zdjęłam z siebie bluzkę i oplotłam ją kurczowo wokół bioder, chwytając głęboki, przepełniony ulgą haust powietrza.
   Ani Anjika, ani Kaneki najwyraźniej nie mieli nic przeciwko, biorąc pod uwagę ich przelotne, beznamiętne spojrzenia ukierunkowane w moją stronę. No ja się chociaż opalę, ich strata… Moja górna partia ciała przyodziana była jedynie w czarny, koronkowy biustonosz, który na dodatek nadawał taki ładny kształt  moim piersiom, iż świeciły one w grzejącym słońcu. I nagle, w okamgnieniu coś odrzuciło mnie parę metrów dalej. Była to błękitna energia podobna do wiatru, lecz na pewno nie miała żadnych podobnych właściwości do tego żywiołu. Tak więc klęcząc na ziemi, obserwowałam z lekko rozwartymi wargami to, jak strumień owego światła pochłania Anjikę, która najwyraźniej nie celowo nie próbuje ruszyć żadną kończyną. To wyglądało trochę jak zabieg porwania przez kosmitów. Ach, Hyou! Ogarnij się… i wtedy – gdy tylko stuknęłam się palcem w głowę, ruszyłam w bieg przed siebie. Krąg wirujący wokół dziewczyny unosił ją w stronę jasnej, niebieskiej energii. W tym momencie skoczyłam z zamiarem przerwania tego dziwnego procesu, lecz było już za późno. Anjika zniknęła, a ja – zakłopotana, zmieszana – na dodatek wpadłam na sylwetkę, która prawdopodobnie w ostatniej chwili dostała się na Arenę. Co to, kurwa, było? Jakaś podmiana? Moją uwagę przyciągnęło to, że postać się nie rusza. No chyba jej nie zabiłam…
   I powstała dziwna cisza, która wprawiała mnie w stan odrętwienia. Anjiki nie było, tylko ja, Kaneki oraz przed nami: pozornie nieprzytomny, wysoki przybysz. Wstałam więc, otrzepałam się i zrobiłam krok do przodu w kierunku leżącego ciała. Na początku jedynie się przyglądałam, lecz gdy moje zmieszanie i determinacja wzrosła, wysunęłam nogę do przodu, szturchnęłam chłopaka kilka razy w bok oraz ponagliłam do wstania:
   – Tej, śpiąca królewno! – Podniosłam głos, obserwując, jak nieznajomy zaczyna się poruszać.

(Hiro?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz